Artykuł
Morze obietnic
W swoim cyklu o Morzu Kaspijskim fotografka Mila Teshaieva stawia pytania o przyszłość i tożsamość żyjących tu ludzi, ale nie daje łatwych odpowiedzi.
– Nie możesz fotografować morza, tu jest granica – mówi jej któregoś razu policjant.
– Gdzie jest ta granica? – pyta.
– Morze jest granicą – słyszy w odpowiedzi.
Podobno nad Morzem Kaspijskim wszystko jest wspaniałe i nic nie jest pewne. Do ropy i gazu tkwiących pod jego dnem dobierają się tu wszyscy. Dla Rosji i Iranu ich wydobycie jest jedynie narzędziem, które umocni ich dominująca rolę w regionie. Dla byłych radzieckich republik – Kazachstanu, Azerbejdżanu i Turkmenistanu czymś wręcz przeciwnym. Ropa i gaz to dla nich jedyna szansa wybicia się na, względną, niezależność. I to właśnie tym krajom i ich szansom przygląda się mieszkająca w Berlinie fotografka Mila Teshaieva w swojej książce „Promising Waters”. Wędruje z aparatem wzdłuż linii brzegowej i tylko czasami traci z zasięgu wzroku morze. Fotografuje rybaków, uchodźców, pracowników nadmorskich kurortów, urzędników i pracowników przemysłu wydobywczego. Słucha ich opowieści, niektóre skrzętnie notuje.
– Nadają morzu czułe imiona, jak staremu przyjacielowi, trzymają się tego co jest dzisiaj, bo nie wiedzą co przyniesie jutro – pisze w podpisie do jednego z tych zdjęć.
Ale to nie portrety stanowią tu trzon opowieści. Ludzie przedstawieni na fotografiach Teshaievej są uwikłani w przestrzeń, jej monotonię i niepewną przyszłość. Fotografuje wyludnione ośrodki wczasowe, niedokończone budowy, zagadkowe konstrukcje o nieodgadnionym przeznaczeniu, podjęte i porzucone w trakcie próby zmieniania pejzażu. Wielokrotnie, cierpliwie i pokornie destyluje jego pozorną nudę i w efekcie otrzymuje poruszającą opowieść.
Teshaieva jest zaangażowaną dokumentalistką, fotografowane przestrzenie filtruje przez swoją wrażliwość. Nie jest przy tym nachalna, zmusza nas raczej do samodzielnego odszukania detali i wysupłania z ich układanki znaczeń. Preferuje średnie i szerokie plany, stroni od zbliżeń, używa ich tylko tam, gdzie to konieczne dla zachowania rytmu opowieści i uniknięcia monotonii. Pozwala odbiorcy pobłądzić po swoich zdjęciach i między nimi, tak jak ona sama błądziła w przestrzeni fotografując ją. I jak w jakimś sensie błądzą bohaterowie jej cyklu. Tylko czasami pozwala sobie na nieco bardziej bezpośrednią kompozycję i formę, nawet z tych prób wychodzi jednak obronną ręką. Tak jest ze zdjęciem przyczep oczekujących na brzegu morza na rybaków wracających swoimi łodziami z połowu. Jego malarskość przywodzi na myśl maestrię starych, holenderskich mistrzów.
Książka Teshaievej jest przesiąknięta pytaniami, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Na część z nich trzeba po prostu poczekać. Większość z nich dotyczy przyszłości i tylko czas rozwiąże większość zawartych w tej książce zagadek. Ale niektóre z nich biorą swój początek w niedawnej przeszłości – jak ta gdy wiozący fotografkę lokalny kierowca zatrzymuje się na skrzyżowaniu i nie umie odczytać drogowskazów, bo po rozpadzie Związku Radzieckiego zostały napisane na nowo, w nieznanym mu, łacińskim alfabecie.
– Chciałam opowiedzieć o społeczeństwach, które utraciły kierunek i próbują odnaleźć swoją drogę – mówi Teshaieva w rozmowie z tygodnikiem Time – mimo, że nie są w stanie odczytać jakichkolwiek drogowskazów – dodaje.
Książkę „Promising Waters” zaprojektowała Ania Nałęcka / Tapir Book Design