10 maja 2013

Poezja ręka w rękę z komiksem

Poezja przestała być kultowa. Ale najpierw przestała być utożsamiana z wysoką kulturą i wysokim rejestrem językowym. Przyszła awangarda, po znieważonym trupie z radością przejechali się skamandryci i futuryści. Dzieła zniszczenia dopełnili Bursa z Wojaczkiem. Poezja przestała być sumieniem narodu i orężem politycznym. Ale przez czas jakiś była wciąż otoczona nimbem kultowości. Jeszcze kilka dekad temu, gdy Stachura z nieodłącznym chlebakiem szedł na tory, dziewczyny miękły w kolanach na widok byle chłopaka w czarnym rozciągniętym golfie, który ściskał w dłoni poplamiony notes z wierszami. Na początku lat 90. (gdy nowe pokolenie debiutowało w „Brulionie”) wydawało się, że uśpiona bestia przebudziła się i jeszcze wierzga. Ale bestia szybko zdechła i dzisiaj mało kto się nią interesuje.

Podobne – choć jakże inne! – przemiany stały się udziałem komiksu. Prężna niegdyś gałąź popkultury załamała się nie tak znów dawno pod ciężarem banału spod znaku SF i dziecinady. I oto nagle wszystko się odwróciło i gatunek, którego nikt nie traktował poważnie, stał się wyznacznikiem intelektualnych mód. Widać to choćby przy zestawieniu „Kajko i Kokosza” z, dajmy na to, „Mausem” czy „Persepolis”. Okazało się, że tak pogardzana dziedzina sztuki może mówić – w sposób oryginalny i nowatorski – o ważnych sprawach. Tym samym jednak komiks stracił nieco na popularności – jego środowiskiem przestały być konwenty fantastów i pokoje dziecinne, a stały się galerie, sale akademickie i inteligenckie salony.

 

Kwestią czasu pozostawało, kiedy komiks spotka się z poezją. Oczywiście, próby były już podejmowane wcześniej, ale na rodzimym gruncie „Powrót Barbarzyńców i nie” jest bodaj pierwszą taką prezentacją, a z pewnością pierwszą o charakterze antologii. Trzeba w tym miejscu pokrótce chociaż nakreślić genezę tej publikacji. Otóż na przełomie roku 1996 i 1997 zawiadujący poetyckim wydawnictwem Biuro Literackie Artur Burszta zaprosił do współpracy najciekawszych poetów debiutujących po roku 1989. Efektem było wydanie kilkunastu bibliofilskich książeczek najważniejszych autorów tamtego czasu – Marcina Świetlickiego, Jacka Podsiadły, Andrzeja Sosnowskiego, Marcina Barana, Marcina Sendeckiego, Krzysztofa Jaworskiego czy Darka Foksa. To właśnie oni przez dłuższy czas stanowili o obliczu najmłodszej polskiej poezji. Po kilkunastu latach Biuro Literackie wróciło do tamtej serii, organizując konkurs „Komiks wierszem”. „Powrót barbarzyńców i nie” jest publikacją pokonkursową, w której zaprezentowane zostały nagrodzone prace, zrealizowane w większości przez młodych autorów.

 

Jaki jest efekt tego połączenia? Dość zaskakujący. Czytelnik może z początku poczuć się nieswojo. Powodem jest uświęcony tradycją sposób lektury. Odbiorca poezji nie jest przyzwyczajony, że między nim a tekstem jeszcze ktoś stoi, a w tym wypadku tym kimś jest ilustrator, który pełni rolę interpretatora. A poezja – zdawałoby się – jest lekcją interpretacji nader osobistej, jest wręcz doświadczeniem intymnym. Czytając wiersz, tworzymy swoje własne jego wyobrażenie, swój własny „obraz” wiersza. Z kolei czytelnikowi komiksu, przyzwyczajonemu do tego, że tekst jest nośnikiem narracji i fabuły, ciężko jest z początku przyswoić sobie metaforyczność i nieoczywistość zdań, które w tradycyjnie pojmowanym komiksie były „bezpieczne”. Gdy jednak minie obopólna nieufność wobec nowych rozwiązań, okazuje się nagle, że spotkanie poezji i komiksu jest rozwiązaniem intrygującym.

 

Cóż zatem młodzi twórcy dodali do znanych od dawna tekstów? W jaki sposób je odczytali? Jak je graficznie zinterpretowali? Z całą pewnością najciekawsze efekty pojawiają się wtedy, gdy warstwa graficzna wychodzi poza proste ilustrowanie tekstu, poza dosłowność (jeśli można mówić o dosłowności poezji). Jest tak w większości wypadków, jakby jurorzy konkursu – Tomasz Broda, Sebastian Frąckiewicz, Krzysztof Gawronkiewicz, Paweł Jarodzki (dlaczego w tym gronie zabrakło poetów?) – zwracali specjalną uwagę na wartości dodane. Tak jest choćby w „Murzynie” Karoliny Zalewskiej na podstawie tekstu Adama Wiedemanna – ciekawie robi się w nim wówczas, gdy artystka porzuca tekst poety i dopisuje mu (czy raczej dorysowuje w tle) coś od siebie. To zmieszczony w jednym „kadrze” napis „White Pow(d)er” wypisany na wagonie pociągu, który staje się zaskakującym komentarzem, autorskim dopiskiem – jednocześnie żartobliwym i wstrząsającym. Równie intrygująco wypadają te komiksy, które zrywają z wyrazistą, dopieszczoną kreską, z realizmem obrazu. Choćby „Urbi et Orbi” Świetlickiego „przeczytane” przez Jakuba Kołodziejaka, które staje się serią minimalistycznych graficznie, a jednocześnie pełnych symboliki plakatów, utrzymanych w stylistyce Piotra Młodożeńca, autora opracowania graficznego zebranych ostatnio w jednym tomie „Wierszy” Świetlickiego. Z kolei „21 lipca” Marcina Sendeckiego w interpretacji Marii Pawelskiej zaskakuje rozmaitością typograficzną i sposobem naszkicowania postaci, które wyglądają, jakby były utkane z „tłustego dymu”, który pojawia się w wierszu. Prosty, a przy tym jakże skuteczny, sposób opracowania graficznego zastosował Maciej Jasiński, który zilustrował wiersz Krzysztofa Jaworskiego „Nieodwracalne skutki rusyfikacji”, bawiąc się we wklejanie i przemalowywanie szkolnych zdjęć z epoki PRL. Świetny pomysł, dzięki któremu Jasiński zachowuje się niczym nudzący się na lekcji bohater wiersza Jaworskiego.

 

Pozostali autorzy również znaleźli oryginalne ekwiwalenty graficzne, za pomocą których oddają język poezji – Ewa O’Neill ilustrując „Kobietę akcji” Marcina Barana idzie w stronę wyjątkowo minimalistycznego, monochromatycznego układu, który nieco myli tropy, nadając całości atmosferę rodem z filmu noir. Agnieszka Piksa czyta „Przestrzelone kolana” Darka Foksa przy pomocy „przygniecionego” tekstem fotomontażu, zaś Maciej Kotłowski rysuje „Latem 1987” Andrzeja Sosnowskiego węglem na papierze, co sprawia, że hermetyczna poezja tego autora odnajduje swój „zamazany” odpowiednik. I wreszcie „Nieporozumienie” Grzegorza Wróblewskiego w graficznej interpretacji Katarzyny Balickiej – zaledwie dwie barwy, piaskowa i fioletowa, jeden motyw ilustracyjny i wstrząsająca wręcz oszczędność ostatniej planszy. Minimalizm tekstu Wróblewskiego spotyka się tu ze skromnością ilustracji. Niedoskonała pustka fioletu, jakby przekreślona, i koślawo napisane ostatnie zdanie wiersza: „A potem mnie zabrali”. Podwójna arcydzielność.

 

Nie w każdym wypadku udało się osiągnąć podobną pełnię międzygatunkowego przekładu. Jednak większość pomieszczonych w tym tomie prac pokazuje, że współistnienie poezji i komiksu przynosi widoki na przyszłość. Miejmy nadzieję, że „Powrót Barbarzyńców i nie” jest kamieniem, który poruszy lawinę.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także