13 stycznia 2014

Zamknąć oczy

„Nie wystarczy widzieć architektury, trzeba jej jeszcze doświadczyć” – pisał Steen Eiler Rasmussen. Być może w tej propozycji jedyna nadzieja.

zlota44

Jakiś czas temu polski internet obiegł ciekawy, architektoniczny mem. Przedstawiono na nim wizualizację słynnego „Żagla” Daniela Libeskinda oraz zdjęcie budynku, którego budowa, nie bez trudu, dobiega końca na rogu Złotej i Emilii Plater w Warszawie. Różnica była piorunująca. Smukła i lekka bryła wygenerowana komputerowo kontrastowała z przysadzistym klocem, jaki rzeczywiście powstał. Przy okazji dyskusji o tym porównaniu krytyk architektury Tomasz Malkowski powiedział, że wizualizacje są dziś czymś na kształt pornografii w architekturze, a Roger Black, przedstawiciel inwestora, błysnął myślą, że wcale nie chce, by do tego budynku byli przekonani wszyscy warszawiacy. Wystarczy, że przekona się kilkuset tych, którzy kupią tam apartamenty. Było to jedno z najbardziej aroganckich zdań na temat architektury wypowiedzianych publicznie w Polsce w ostatnich latach.

 

Sprawa była żywa przez chwilę na tyle długą, by w internecie zaczęły się pojawiać zdjęcia, które miały dowodzić, że idealna wizja jaką przedstawiono w komputerowych renderach może i nie ziściła się w pełni, ale temu, co powstało, wcale nie jest do niej aż tak daleko. Oglądałem te fotografie i myślałem sobie, że im również niewiele brak do architektonicznej pornografii.

 

W najlepszym bowiem wypadku fotografii architektury, z jaką spotykamy się na co dzień, najbliżej dziś do fotografii reklamowej. Sfotografowanie w efektowny sposób budynku wymaga podobnych zabiegów, co sfotografowanie flakonu ekskluzywnych perfum. Perfekcyjne wnętrza, jakie oglądamy w pismach poświęconych urządzaniu domu, przed sfotografowaniem są często wypełniane meblami, bibelotami, a nawet książkami przywiezionymi przez ekipę fotografa. Zabiegi upiększające trwają też rzecz jasna na ekranie komputera. W efekcie otrzymujemy fotografię, którą często trudno odróżnić od wizualizacji. Ile związku ma takie zdjęcie z prawdziwym odczuciem architektury, która przecież już gdzieś tam stoi? Zapewne niewiele. Kłopot w tym, że te wymuskane i wypielęgnowane zdjęcia trafiają później do publicznego obiegu i stają się fundamentem obietnicy, która nigdy nie zostanie zrealizowana. Te budynki po prostu tak nie wyglądają.

 

A gdyby tak zamknąć oczy? Fakt, to od nich doświadczenie architektury zwykle się zaczyna – patrzymy na jakiś budynek i myślimy sobie: ładny / brzydki. To jednak za mało byśmy tę architekturę zrozumieli i się nią zachwycili, zwłaszcza jeśli to patrzenie jest zapośredniczone, na przykład poprzez wymuskaną fotografię dostarczoną nam przez inwestora.

 

Pallasmaa_Oczy_skory„Każde wzruszające doświadczenie architektury jest wielozmysłowe” – pisze Juhanii Pallasmaa w rewelacyjnej książce „Oczy skóry”. Fiński architekt uczy w niej jak uwolnić się od prymatu wzroku i spróbować odbierać architekturę także innymi zmysłami. „Wzrok odkrywa to, co dotyk już wie. Można myśleć o zmyśle dotyku jako o podświadomości wzroku” – zauważa Palassmaa. W kolejnych rozdziałach swojej pasjonującej książki wyjaśnia, że w architekturę można zarówno się wsłuchiwać (choć „w ostatecznym rozrachunku jest ona sztuką kamiennej ciszy”), jak i jej dotykać („fom i przyjemność skóry splatają się w jedno doświadczenie”), jak i obwąchiwać, a wreszcie nawet i smakować.

 

Nie żeby Pallasmaa odkrył coś nowego. Klasycznym przewodnikiem po zmysłowym odczuwaniu budynków nadal pozostaje wydana po raz pierwszy w 1957 roku książka „Odczuwanie architektury” S.E. Rasmussena. Jest to rzecz ze wszech miar zachwycająca, lektura, która powinna znaleźć się w nieistniejącym szkolnym kanonie poświęconym sztuce. Erasmus na nieco ponad dwustu stronach tłumaczy bowiem łopatologicznie, że ocenianie i doświadczanie architektury to intelektualny, ale też emocjonalny proces. Jego kontroli powinien nauczyć się każdy kto chce określać się świadomym użytkownikiem przestrzeni. Pisze więc Rasmussen: „Architekturę tworzą zwykli ludzie dla zwykłych ludzi, a zatem powinna być łatwo zrozumiała dla wszystkich”. Zaraz potem dodaje zaś: „każdy kto widział najpierw fotografię jakiegoś miejsca, a potem je odwiedził, wie jak bardzo odmienna jest rzeczywistość”.

 

Lektura Rasmussena i Pallasmy może stanowić doskonałą równowagę dla tego, czym karmią nas dziś pisma poświęcone architekturze i inwestorzy życzliwie udostępniający zdjęcia swoich budynków mediom. Nie należy w nie wierzyć. „Budynki należy poznawać czynnie” – wzywa Rasmussen. Trudno się z nim nie zgodzić.

 

Raczę Państwa tak obficie cytatami by zachęcić do prostego eksperymentu. Każde z przytoczonych zdań i każde, które na własny użytek odkryjecie u Pallasmy i Rasmussena przyłóżcie do budynku Libeskinda. Czy możliwe jest wielozmysłowe doświadczenie tej szklanej wieży? Będzie wszak ona zamknięta dla postronnych, nieodstępna dla naszych zmysłów, będziemy mogli sobie na nią co najwyżej popatrzeć.

 

Powtórzmy zdanie Pallasmy „Każde wzruszające doświadczenie architektury jest wielozmysłowe”. U zbiegu Złotej i Emilii Plater do żadnych wzruszeń nie dojdzie, daję głowę.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także