Recenzja
Cały ten seks
Od dwóch lat trwa boom na pornografomanię. Trylogia Greya, mimo że przesłodzona i zawstydzająco tandetna w samych tylko Stanach zjednoczonych sprzedała się w 20 milionach egzemplarzy. Jak pisać o “tych sprawach”, unikając grafomanii, wulgarności, klisz i pompy?
Dorośli czytelnicy i czytelniczki powinni sięgnąć po arcydziełko znanej czeskiej pisarki młodego pokolenia Petry Hulovej. Powieść jest pełnym genialnych dygresji i skojarzeń monologiem trzydziestoletniej czeskiej prostytutki, mieszkającej i przyjmującej klientów w przytulnym plastikowym M3. Bohaterka bezwstydnie i złośliwie opisuje fałszywą często pieśń „wtykacza” (penis) i „raszpli” (wagina). A cały ten seks rozgrywa się w dekoracjach współczesnego digiświata, którego hipokryzję Hulova demaskuje równie namiętnie, co nasze najskrytsze fantazje. Książka naszpikowana jest genialnym słowotwórstwem, a wielkie brawa należą się także tłumaczce.