Recenzja
Japonia po kataklizmie
Premiera poprzedniej książki Rafała Tomańskiego, „Tatami kontra krzesła”, nieszczęśliwie zbiegła się w czasie z potężnym tsunami i trzęsieniem ziemi, które w marcu 2011 roku dotknęło Japonię. „Made in Japan” to wnikliwa, zniuansowana opowieść o Kraju Kwitnącej Wiśni już po kataklizmie.
Po tym tragicznym wydarzeniu autor wielokrotnie gościł w programach telewizyjnych, komentując sytuację w Kraju Kwitnącej Wiśni i opowiadając o tej delikatnej, skomplikowanej tkance, jaką jest japońskie społeczeństwo. Zawsze mówił fachowo, jasno i bardzo interesująco. Podobnie było z książką „Tatami kontra krzesła” – choć wyszła w niezbyt ciekawej szacie graficznej to treść w niej zawarta była bardzo wciągająca. Pozazdrościłam wówczas Tomańskiemu lekkiego pióra i pasji, z jaką bada, obserwuje i opisuje Japonię.
Kolejna publikacja Tomańskiego, „Made in Japan”, dotyczy Japonii po kataklizmie. Czy Japończycy poradzili sobie z koszmarem, jaki ich spotkał? Nie do końca, choć wydawać by się mogło, że tak dobrze zorganizowane i przeszkolone do przetrwania w skrajnych warunkach społeczeństwo, da sobie radę i z tym. Wszak w historii tego kraju były już różne traumatyczne wydarzenia – bomba atomowa zrzucona w Hiroszimie i Nagasaki, trzęsienie ziemi w Kobe. Zaskakujące jest to, że japońscy specjaliści są w stanie przewidzieć dość dokładnie jak silne będzie kolejne trzęsienie ziemi, jaką powierzchnię kraju dotknie i ilu ludzi ucierpi w wyniku wstrząsów. Gorzej z następstwami, zwłaszcza z tymi zachodzącymi w sferze emocji. Autor zwraca uwagę, że po awarii w elektrowni atomowej w Fukushimie wielu Japończyków zostało ewakuowanych – w nowych miejscach nie mogli poczuć się swobodnie. Pochodzenie z obszaru zagrożonego radioaktywnością powodowało społeczny ostracyzm; dzieci były odrzucane w szkołach przez rówieśników i nauczycieli. Działo się to wszystko w tym samym czasie, w którym w Japonii słowem roku w dorocznym plebiscycie zostały „więzi społeczne”.
Japonię nam, ludziom z Europy, trudno zrozumieć. Dlatego potrzebne są takie książki, jakie pisze Rafał Tomański. To swego rodzaju przewodnik po zagmatwanym dla nas sposobie myślenia mieszkańców Japonii, ich zwykłych potrzebach, znajdujących odbicie w przedmiotach codziennego użytku, inaczej funkcjonującym internecie czy społecznych tabu. Ważną role odgrywa tam również język – niczego nie mówi się wprost, żeby nikogo nie urazić. Japoński przechwytuje wiele słów z języka angielskiego, ale mimo że na co dzień zachodzi w nim interesujący proces transferu całych słów czy fraz, Japończycy z angielskim jako językiem obcym mają problemy. Mają również problemy z akceptacją cudzoziemców – obcy, czyli gaijin, to ktoś z założenia gorszy. Nawet w przestrzegających przed kieszonkowcami reklamach złodzieja „gra” zawsze osoba z twarzą o nieskośnych oczach.
To zresztą nie jedyne kłopoty, jakie obecnie Japonia przeżywa. Produkty pochodzące stamtąd nie są już synonimem jakości i trwałości. Kraj Kwitnącej Wiśni ma ogromne trudności z eksportem do Chin – antagonizmy w dobie ekspansji Chin nasilają się. W Państwie Środka zdarza się, że samochody japońskich marek są… przewracane na dach, choć często komponenty tych pojazdów zmontowano w Chinach. Do tego można dodać szybko starzejące się społeczeństwo, niechęć do zmian, brak wzajemnego zaufania.
Japonia zdecydowanie jest w kryzysie. Tsunami z 2011 roku zmieniło bardzo wiele, ale resztę pracy Japończycy muszą wykonać sami. Inaczej kraj ten stanie się miejscem smutnym, hermetycznym i wyizolowanym. Końcem świata na odległych wyspach, jak w XVII i XVIII wieku. Być może następna świetna książka Tomańskiego przyniesie odpowiedź na pytanie, co dalej z tą Japonią.