Recenzja
Mały człowiek w wielkiej Rosji
Bez względu na to, czy trafiasz do „złego miasta” Moskwy, na prowincję, w której nie ma „beznadziejnie nic” czy tam gdzie rosną „atomowe winogrona”, trudno będzie pozbyć się poczucia, że jednostka w tym kraju ogromu znaczy naprawdę niewiele.
Mimo to Igor Sokołowski przekonuje, że nie ma co poddawać się temu niepokojowi, w końcu „to tylko Rosja”. Młody reporter podróżuje z północy na południe tego niespójnego niemal pod każdym względem kraju starając się uchwycić detale decydujące o jego wyjątkowości. Sam zaznacza, że całkowite zrozumienie Rosji nie jest możliwe, ale chciałby „oswoić choćby jej fragmenty”.
I tak zagląda do miejsc, w które pozornie zajrzeć nie warto – oddalonych prowincji z budynkami trzęsącymi się przy przejeździe pociągu, ale i większych miast, w tym stolicy, gdzie „patologia, bieda i obrzydliwe bogactwo funkcjonują obok siebie i jakoś to działa”. A „kiedy człowiek myśli, że już mało co jest w stanie go zadziwić, Rosja zawsze ma w zanadrzu coś, co wyprowadzi go z błędu” – pisze.
„Spokojnie. To tylko Rosja” to drugi zbiór zapisków Sokołowskiego z podróży na wschód, przy czym użycie w tym wypadku wyrażenia „reportaż”, nie mówi o nim całej prawdy. Narracja bowiem bardziej przypomina tę znaną z diariusza, w którym wydarzenia spisywane są w chronologicznym i linearnym porządku, nie bez wyrażania do nich własnego stosunku. Nawet jeśli młody autor wprost nie pisze o swojej fascynacji, w relacjach łatwo natrafić na emocjonalny i subiektywny ton. Dodatkowo im częściej prowadzi go przez Rosję zauroczenie, tym rzadziej bywa oszczędny w formie, zapisując długie, nierzadko przyozdobione epitetami zdania.
I choć trudno Igorowi Sokołowskiemu odmówić wiedzy o Wschodzie, boli, że tak rzadko oddaje głos bohaterom. Choć w zbiorze pojawiają się rozmowy z pojedynczymi mieszkańcami miasteczek czy dialogi z rosyjską młodzieżą, to jeszcze za mało, by dodać książce dynamiki, a samej Rosji statusu bohaterki ugryzionej na wielu frontach.
Lektura „Spokojnie. To tylko Rosja” wywołuje momentami emocjonalne nieporozumienia. Z jednej strony pokazuje miejsca, do jakich pewnie niewielu uda się dotrzeć i odczarowuje mit nieprzyjaznego czy niebezpiecznego lądu. Z drugiej potwierdza stereotypy, że jeśli spotkasz na drodze mężczyznę, będzie miał na imię Iwan i koniecznie zapragnie napić się wódki, jeśli kobietę, jej elegancja ograniczy się do różowego dresu ze złotym Dolce&Gabbana. Jednak może autor ma rację. Może to tylko fragmenty obrazu, niewiele mówiące o całości. Z pewnością jednak warto wielką Rosję próbować.