12 lipca 2013

Mikołejko budzi z odrętwienia

Nie ma już autorytetów. Nie są potrzebni ludzie mądrzy, z bogatym życiowym doświadczeniem, którzy mogą swoją wiedzę przekazać innym. Ich miejsce zajęły w świadomości ogółu popgwiazdki, które wypływają na chwilę dzięki mało znaczącemu incydentowi, i zaraz zostają zastąpione przez następne, które już czekają w kolejce na swoje pięć minut.

 

Traf chciał (choć może to raczej wymóg naszych czasów), że profesor Zbigniew Mikołejko, historyk i filozof kultury, stał się rozpoznawalny nie dzięki swoim książkom i pracy akademickiej, ale właśnie dzięki medialnemu incydentowi, którym było rozpętanie afery dotyczącej „matek wózkowych”. Być może (wiem, płonna to nadzieja) tabuny internetowych czytelników oburzonych czy poruszonych apelem Mikołejki sięgną dzięki temu po niezwykle interesujący wywiad-rzekę, który z profesorem przeprowadziła Dorota Kowalska? Przydałoby się, bo w książce „Jak błądzić skutecznie” Mikołejko w typowy dla siebie sposób potrafi wytrącić czytelnika z odrętwienia, potrząsnąć nim.

 

W piekielnie inteligentny, błyskotliwy, nierzadko ironiczny sposób Mikołejko budzi nas bowiem z otępienia, przypominając o rzeczach trudnych – śmierci, bólu, rozpaczy – które współczesna cywilizacja nauczyła się obchodzić szerokim łukiem. Uczy, jak się na nie przygotować i jak sobie z nimi poradzić. A jest to rzecz niełatwa, w której – co Mikołejko chętnie przypomina za pomocą licznych odwołań – pomaga nam kultura. Jego niezwykła erudycja powoduje, że to filozoficzne kompendium (czy raczej mądra gawęda o trudnym życiu w dzisiejszych czasach) staje się po części także przewodnikiem po sztuce.

 

Mikołejko, przy całym swoim ogromnym zapleczu intelektualnym i doświadczeniu życiowym, nie kreuje się na nieomylnego mędrca. Potrafi powiedzieć „nie wiem”, „nie radzę sobie”, nie ukrywa, że błądzenie jest rzeczą ludzką, a więc dotyczy także jego. Błądzenie z Mikołejką jest fascynującą przygodą. I świetnym wstępem do błądzenia na własną rękę.