Recenzja
Najmilsza Astrid! Miła Saro!
Trochę to może już archaiczne, ale trudno wyobrazić sobie, że dzieci mogłyby nie uwielbiać Astrid Lindgren. A jeszcze trudniej sobie wyobrazić, że kiedy dzieci pisały do niej listy, w których zapewniały o gorącym uwielbieniu dla jej książek, ona na nie odpisywała.
Starała się na wszystkie, przynajmniej parę zdań. Brzmi jak z historia z innej epoki, bo nią jest. Astrid Lindgren otrzymała od czytelniczek i czytelników w różnym wieku tysiące listów i niezmiennie uważała, że to ważne, żeby odpisać, kiedy ktoś już zadał sobie trud i wysłał jej nawet parę słów. Dla niej to było istotne i zapewne domyślała się, że dla nadawcy tak samo ważne jest otrzymanie odpowiedzi.
Ale historia korespondencji Sary i Astrid zaczyna się chyba mniej standardowo. Ten list przykuł uwagę pisarki. Napisany był z młodzieńczą żarliwością, z emocjami, które wzbudziły w niej być może ciekawość a na pewno uruchomiły i tak ogromną empatię. Odpisała mniej standardowo. Dostała odpowiedź, sama odpowiedziała. Ta wymiana listów trwała trzydzieści lat.
Astrid od razu zrozumiała, że buntownicza Sara jest tak naprawdę dzieckiem potrzebującym odrobiny uwagi i przestrzeni, aby mogła się wypowiedzieć, a nie ma nic cierpliwszego nad papier. Ustaliły dla jasności dwie zasady: nigdy nie pokażą nikomu tych listów oraz jedyną motywacją, aby do siebie pisać jest szczera chęć a nie poczucie obowiązku czy zwykła grzeczność.
Pierwszej zasady nie dotrzymała Sara. Listy, które trzymała pod materacem, ujrzały światło dzienne. Zbiór listów z lat 1971-2002 został uzupełniony o list tłumaczący powód, dla którego tak się stało. Trudno chyba naprawdę polubić Sarę przez pryzmat tej korespondencji, ale można ją zrozumieć, tak jak rozumiała ją Astrid. Dzieląca je różnica wieku nie miała znaczenia przy wymianie listów. W szwedzkim nie ma zwrotów per Pan/Pani, mówi się do wszystkich per ty. Odsunęły więc formalności na bok i zajęły się pisaniem listów: Sara – pełnych emocji, rozgoryczenia, smutku, euforii, obfitych z niezrozumiałe podkreślenia, chaotycznych; Astrid – ciepłych, spokojnych, pełnych troski, zrozumienia i zapewnień o bezwarunkowej przyjaźni.
Coś musiało zaskoczyć przy tym pierwszym liście, że Astrid odpisała tak osobiście – może to, że list dwunastoletniej wówczas dziewczyny był przepełniony desperackim pragnieniem bycia akceptowaną. Aby być wiernym treści: Sara prosiła w nim pisarkę, aby pomogła jej zdobyć rolę w filmie. Pierwszy list był więc dość buńczuczny, roszczeniowy i naprawdę trudno mi zrozumieć, co w nim skłoniło Astrid do podjęcia korespondencji bardziej rozbudowanej niż standardowa. Sara, gdy tylko dostała odpowiedź, bardzo wstydziła się tego listu, ale na szczęście nie na tyle, by zamilknąć. Korespondencję utrzymywały w tajemnicy przed innymi i prowadziły ją przez bardzo długi okres 30 lat.
W życiu Astrid, która w momencie rozpoczęcia korespondencji miała już ponad 60 lat, trochę się w tym czasie zmieniło – parę bliskich jej osób odeszło, jej wnuki dorosły. W życiu Sary zmieniło się w tym czasie niemal wszystko. Wygląda na to, że oparcie, które uzyskała od Astrid, nie raz pomogło jej przetrwać naprawdę trudne chwile, dało jej wiarę w siebie i odwagę, aby stawić czoło rzeczywistości. Astrid czyniła to przy pomocy zwykle kilku pytań o rozwinięcie jakiegoś wątku i kilku zdań o pogodzie i przyrodzie. Dwukrotnie zdarzyły się tam prośby, które wykraczały poza papier – raz pisarka wygłosiła niezwykle poważną przemowę na temat niepalenia, druga była prośbą o niesprawianie kłopotów babci. Ale ta znajomość opierała się właściwie na ciepłym słowie i uwadze, którą pisarka poświęcała swojej młodszej o 50 lat czytelniczce. Zachwycające jest zaangażowanie Astrid w życie tej, jak ją nazywała, małej przylaszczki! Jej troska i wsparcie są równie wzruszające jak „Bracia Lwie serce”. W korespondencji widać jednak wszystko dużo wyraźniej – ogromna empatia pisarki pozwoliła jej na natychmiastowe zdobycie zaufania i przyjaźni dziewczynki, która wcześniej nie obdarzała nikogo takimi uczuciami. W miarę dorastania Sary kontakt listowny rozluźnia się, co wydaje się naturalne, ale nadal zachwycająca jest czułość, z jaką Astrid pisze do swojej korespondencyjnej przyjaciółki chociaż zdaje się, że ma z nią coraz mniejszy kontakt. Kiedy Sara wkracza przepełniona miłością do Boga do grona Kościoła, w jej listach jest coraz mniej miejsca dla Astrid – pytania o jej samopoczucie, chociaż i tak zwykle rzadkie, stają się jeszcze bardziej sporadyczne. Dużo więcej miejsca poświęca na ewangelizację Astrid, którą ta z ciepłym zrozumieniem zapału początkującego, przyjmuje z łagodnym uśmiechem.
Decyzja o wydaniu tych listów musiała być dla Sary Schwardt (dawniej Ljungcrantz) nie lada wyzwaniem. Tak jak wspominałam na początku – musiała obawiać się tego, jak wypadnie w oczach tych, którzy nie są obdarzeni taką empatią jak Astrid Lindgren. Ale dużo ciekawszą postacią z tego duetu jest Astrid – łagodna i troskliwa z ujmującym uporem.
Ktokolwiek kochał Astrid w dzieciństwie pożałuje, że nie napisał do niej listu, bo Ci, którzy napisali, dostali odpowiedź.