2 lipca 2014

Piękna gra?

Nie interesowałem się piłką nożną, kiedy byłem dzieckiem. Nie miałem plakatów z drużynami na ścianach, nie zbierałem kart z piłkarzami, nie pamiętam wyczynów Gullita i Van Bastena, nie miałem nawet kablówki, więc nawet gdybym chciał, to i tak nie mógłbym wówczas oglądać rozgrywek. Poza tym wolałem komiksy. Futbol napadł mnie kilka lat temu i trzyma mocniej niż papierosy.

 

Piszę to dlatego, że jestem w tej chwili w najpiękniejszym momencie fascynacji piłką nożną. To przyjemna nieświadomość, skupienie na tym, co dzieje się na boisku, i umyślne ignorowanie tych gorszych, okołofutbolowych spraw. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę z tego, że piłką rządzi kasa (i ta oficjalna, i ta pod stołem), ale broniłem się przed zbyt intensywnym zagłębianiem w szczegóły. Dlatego kiedy zacząłem czytać “Przekręt. Futbol i zorganizowana przestępczość”, poczułem się, jakbym zaglądał do sypialni własnych rodziców. Po pierwszych rozdziałach zacząłem się zastanawiać, czy chcę tę książkę czytać dalej i psuć sobie swój futbolowy błogostan.

 

Żebyśmy się dobrze rozumieli – to nie jest “Piłkarski Poker” z przymrużeniem oka. Książka zaczyna niczym filmy Hitchcocka – dwoma trupami – aby potem emocjonująco lub mniej (ma swoje momenty) przeprowadzić nas przez WSZYSTKIE zakamarki handlu sportem. Poznajemy piłkarzy, którzy wybierają kasę zamiast walki, zdesperowanych trenerów gotowych na wszystko, aby utrzymać się w lidze bądź pokonać słabszego nawet rywala, działaczy związkowych (to już chyba synonim przestępcy) oraz tych na samym końcu łańcucha, którzy ze sportem nie mają nic wspólnego, a najwięcej na nim zarabiają.

 

Śledztwo Declana Hilla przechodzi od małych biednych lig, którymi nikt oprócz bukmacherów się nie interesuje, po ustawiane mecze mistrzostw świata. Dokładnie tak: ustawiane mecze mistrzostw świata! Czasem podczas czytania czułem się, jakby ktoś podmienił mi książki i podsunął jakiś mroczny kryminał. Wstawałem wtedy, googlowałem pierwsze z brzegu nazwisko, pojawiające się w książce i sprawdzałem wyniki. Jest. Istnieje. Ma się dobrze i nadal działa, np. w FIFA.

 

Był taki moment, kiedy (nie zdradzając szczegółów) autor z bezsilności płakał na stadionie. Mnie też się chciało, bo czułem przesyt tym całym syfem, prostytucją, porwaniami i przelewającym się przez stadiony szmalem.

 

Książka – kuriozalnie – rozpoczyna serię (o Matko Bosko!) “Piękna Gra”. Jest ciekawa – nawet bardzo. Jeżeli ktoś lubi te klimaty i przyjmuje je na chłodno, to mogę ją z czystym sercem (sic!) polecić. Ja biorę po niej prysznic, zapominam jak najszybciej i wracam do radosnego śledzenia mundialowych rozgrywek.

 

Meksyyyk!!! Oh, wait…

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także