Recenzja
Pokaż mi swoją bibliotekę – recenzja książki
Zwykle zaczyna się od latarki pod kołdrą i zarwanych nocy. Potem jest nadszarpnięty budżet, upychanie w drugich rzędach regałów nowych łupów i parapetowe stosy o przeznaczeniu: „na teraz”, „na potem”, „do dokończenia”, „do oddania”. W życiu każdego zdeklarowanego miłośnika literatury przychodzi też moment na czytanie książek o pisaniu książek, a kolejny etap wtajemniczenia – żeby nie powiedzieć: uzależnienia – stanowi czytanie o czytaniu. I to ten typ reprezentuje „Pokaż mi swoją bibliotekę” Aleksandry Rybki.
Na jednej półce
Zdanie „Pokaż mi swój dom/swoją szafę/co jesz, a powiem ci kim jesteś” było trawestowane na dziesiątki mniej lub bardziej trafnych sposobów. Ale wydaje się, że to właśnie nasze literackie upodobania mówią o nas naprawdę wiele, zwłaszcza – jak postuluje jeden z bohaterów książki, Jacek Dehnel – jeśli uzupełnić je o historię wyszukiwarki komputera. Być może dlatego właśnie Aleksandra Rybka, zdecydowała się wydać ten zbiór wywiadów z pisarzami. Zasilił on kolekcję podobnych pozycji, by wymienić tylko niedawne opracowania polskich autorek – Agaty Napiórskiej „Jak oni pracują” o kulisach zawodu literata czy jeszcze bliższa tematycznie „Książka o czytaniu” Justyny Sobolewskiej, obecnej w opracowaniu Rybki. Nie sposób nie wspomnieć tu ponadto (a robią to też w „Pokaż mi swoją bibliotekę” Anna Dziewit-Meller i Maciej Robert) o światowej klasyce gatunku, czyli „Ex libris” Anne Fadiman – biblii bibliofilów.
Varia i kurioza
A czego dowiadujemy się z książki Aleksandry Rybki? Otwierający wywiad z Jerzym Bralczykiem ukazuje nieznany szerzej obraz słynnego językoznawcy. Kolekcjonera najróżniejszych wydań „Pana Tadeusza” (łącznie z tym, gdzie cytaty z poematu układają się w portret Mickiewicza), który spędza śniadania w towarzystwie Tołstoja i Nabokova, bo nie lubi samotnie jadać posiłków i podziela zdanie Brechta: jeśli książka nie jest warta przeczytania jej po raz drugi, to nie była warta przeczytania po raz pierwszy. Dalej jest nie mniej ciekawie. Sylwia Chutnik – której syn, nawiasem mówiąc, nosi imię po Brunonie Schulzu – przekonuje, że tak jak księgarnia nie jest sklepem, tak książka nie jest przedmiotem, a według Michała Cichego podstawowa reguła biblioteki mówi, że nie służy ona do czytania, tylko do myślenia o sprawach związanych z książkami, które widzimy. Lektura to też świetna okazja, by podpatrzeć sposoby na porządkowanie zbiorów, aby – posiłkując się cudownym opisem Jerzego Jarniewicza – narowiste ładunki książek nie rozbisurmaniły się, prowadząc do bibliotecznej entropii.
Piorun lektury
Książkę tę z powodzeniem można też czytać według klucza poleceń literackich ulubionych autorów, których – jak Agatę Tuszyńską – niejednokrotnie dosięgnął piorun lektury. Wątpliwości może budzić za to powtarzalność pytań, bo przywodzi na myśl skrupulatne wypełnianie formularza, bardziej niż podążanie tropem fascynacji i rytuałów wybitnych postaci. Niemniej daje to możliwość poznania całego spektrum strategii czytelniczych pisarzy, nie licząc tego, w czym byli właściwie jednogłośni. Nikt z przepytywanych nie zapałał miłością do czytników elektronicznych (temat audiobooków nie został w zasadzie podjęty), bo mówiąc słowami Dehnela: to jak z zupa w proszku – można, ale nie trzeba. Czytelnik ma też szansę umiejscowić się pomiędzy skrajnymi postawami wobec robienia notatek w książkach; odnieść się do drażliwych kwestii pożyczania i pozbywania się książek i wzorem bohaterów przyznać się przed sobą: tak, oceniam ludzi po zawartości ich biblioteki. A także również u siebie zdiagnozować skłonność do tsundoku, czyli… Odpowiedź dostaniecie w książce Aleksandry Rybki wraz z poczuciem bycia częścią wspólnoty pasjonatów literatury. Warto, bo to świetne towarzystwo.