12 marca 2013

Powieść z wystawionym językiem

Początek powieści Petra Šabacha „Masłem do dołu” to najlepsze książkowe otwarcie w literaturze czeskiej od pamiętnego zdania rozpoczynającego „Przygody dobrego wojaka Szwejka”. „Kiedy Mohammed Atta przywalił Boeingiem 767 w północną wieżę World Trade Center, ja i prezydent Bush junior właśnie czytaliśmy bajki. Ja »O czym szumią wierzby« Kennetha Grahame’a, on »Bardzo głodną gąsienicę« Erica Carle’a” – zaczyna Šabach i od razu wiadomo, że – jak przystało na to, co określamy mianem klasycznej czeskiej powieści – pierwsze skrzypce będzie tu grała anegdota.

 

I tak jest w istocie – bohaterowie Šabacha, najczęściej biesiadujący w knajpie (a jakże!), mają do opowiedzenia setki wybornych historii. Choćby o tym, jak doktor Michálek chciał nastraszyć żonę w Muzeum Figur Woskowych. Albo o pobycie Evžena w bułgarskim szpitalu, kiedy jego sąsiada odwiedziły dwie córki i ten zapragnął je przenocować. Evžen, najlepszy przyjaciel głównego bohatera i narratora Arnošta, sam jest zresztą chodzącą anegdotą – hoży sześćdziesięciolatek w wojskowej kurtce Regiment M65 i z gazową parabelką schowaną w kaburze („jak amerykańscy desantowcy”) wszędzie widzi globalne zagrożenie, któremu tylko on może zapobiec. Pozostali bohaterowie są nieco przyjaźniej nastawieni do życia i wzbudzają niekłamaną sympatię czytelnika. Największą oczywiście sam Arnošt, ale jak można nie lubić faceta, który na starość zakłada mały antykwariat, a największą frajdę sprawia mu czytanie wnukowi bajek i wieczorne biesiadowanie z kumplami w knajpie? I nawet, gdy życie czasem nie układa się po jego myśli, zawsze zachowuje typowo czeski klíd, czyli niewzruszony spokój i pogodę ducha. W życiu pewne rzeczy są nieuniknione i posmarowana kromka zawsze ląduje na podłodze masłem do dołu. Ale czy musi tak być zawsze?

 

Anegdotyczna struktura fabuły i Szwejkowski charakter większości wykreowanych przez Šabacha postaci stawiają go w gronie literackich spadkobierców Haška, choć blisko mu również do Hrabala. Świadczyć może o tym nie tylko Hrabalowskie motto, wskazujące na nieoczekiwaną obecność poezji w codziennym życiu, ale też nieustanne przenikanie się dwóch porządków narracyjno-fabularnych. Równie dobrze mógłby bowiem Šabach wykorzystać jako motto inną wypowiedź autora „Postrzyżyn”: „tragizm życia i humor to bliźnięta”. Šabach buduje swoje utwory na podobnej zasadzie – zmienia nieustannie emocjonalne rejestry i, przechodząc od śmiechu do płaczu, dotyka spraw najważniejszych. Co istotne – unika przy tym patosu i banału, zawsze staje w opozycji do utartych schematów, idzie pod prąd upupiających przykazów społecznych. „Masłem do dołu” to przecież nie tylko kopalnia anegdot i energetyczny kopniak – to także prztyczek w nos wykluczeniu ze względu na wiek, antyageistowski manifest. Bohaterowie powieści Šabacha, będący w wieku okołoemerytalnym, ciągle pozostają młodzi duchem: „I chociaż gdyby podliczyć, ile mamy łącznie lat, wyszłoby z sześćset albo siedemset, nie zachowujemy się jak stare zgredy, witamy się dziarskimi razami w plecy, ciągle mówimy »kurde«, a fotograf Šamal nosi koszulkę z wystawionym językiem”.

 

Czy coś nam to przypomina? Podobnie przecież nie godził się na zepchnięcie na boczny tor bohater filmu Jana Svěraka „Butelki zwrotne”. Ten filmowy trop pojawia się tu nieprzypadkowo, albowiem za fenomenem współczesnego czeskiego kina, które swój sukces opiera na tragikomicznej fabule wciągającej zwyczajnych bohaterów w niecodzienne sytuacje, stoi w jakiejś mierze także sam Šabach. To na podstawie jego opowiadań z tomu „Gówno się pali” inny świetny reżyser Jan Hřebejk nakręcił kultowe „Pod jednym dachem” (nie mylić z serialem z lat 70.!). To właśnie Šabach jest współodpowiedzialny za to, co nazywamy czeską specyfiką tamtejszej literatury i kina, i czego tak bardzo Czechom zazdrościmy. Pora zdać sobie sprawę z tego, że Šabach, wciąż niezbyt w Polsce popularny, jest jednym z ważniejszych współczesnych czeskich twórców. „Masłem do dołu” to najlepsza okazja do nadrobienia zaległości i odkrycia mistrza czeskiego humoru (oprócz najnowszej powieści w tłumaczeniu Julii Różewicz ukazały się także wspomniane „Gówno się pali” oraz „Podróże konika morskiego”). To literatura, która pod lekkością stylu kryje poważne rozpoznania, i po czesku wydobywa absurdalne sytuacje z codziennej egzystencji. „Jak powiedział feldkurat Katz: w Budziejowicach był raz pewien dobosz, ożenił się, a po roku umarł. No powiedz, czy to nie jest dobra anegdota?”.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także