Recenzja
Lwa-Starowicza opowiastki o seksie
Wywiad-rzeka ze Zbigniewem Lwem-Starowiczem „O miłości” jest gwarantem wydawniczego sukcesu, tak ze względu na nazwisko autora, jak i na poruszane w nim kwestie.
W „O miłości” Krystyna Romanowska wypytuje terapeutę o uczucie odwieczne i powszechne. Profesor seksuolog opowiada o wielu możliwych (heteroseksualnych) kolorytach miłości, jej wariantach, motywach, analizuje szeroki wachlarz damsko-męskich relacji, ilustrując wszystko przykładami wprost ze swojego gabinetu. Złośliwy czytelnik całość wywodów profesora mógłby podsumować stwierdzeniem: „Wiele słyszałem na temat wszystkiego”, a większość odpowiedzi na zadawane pytania zamknąć w starym powiedzeniu: „Na dwoje babka wróżyła”. Bardziej entuzjastyczny wielbiciel teorii Starowicza powiedziałby, że miłość wymyka się jednoznacznym analizom i stawianiu diagnoz.
Niestety, przeważającej części wywiadu nie udało się uratować przed banalną refleksją, że relacje międzyludzkie są różnorodne, a „sukces związku zależy od wielu czynników”. Opowieści Starowicza o miłości w czasach popkultury, różnicach psychologicznych między kobietami a mężczyznami. Rady, „jak być szczęśliwym”, kiedy się rozstać i co robić w łóżku (lub gdzie indziej), nie wykraczają poza wiedzę powszechnie znaną i nie odbiegają zbytnio od przemyśleń bohaterki „Seksu w wielkim mieście” – są jedynie znacznie mniej dowcipne, lecz nie mniej trywialne, a już na pewno nie bardziej naukowe.
„O miłości” to lektura lekka, łatwa i przyjemna jak rubryka z parapsychologicznymi poradami w czasopismach „kobiecych”. Nie wynika z niej nic konkretnego, poza faktem, że terapeutycznej pomocy powinno się szukać w gabinecie, a nie w Google (ani nie w poradnikach). Przy tym pozycja ta nie powie nic nowego czytelnikom innych książek Zbigniewa Lwa-Starowicza. Można ją przeczytać w tramwaju dla rozrywki, lecz nie należy liczyć, że coś nas tu zaskoczy (chyba że nigdy nie było się w żadnym związku) ani że znajdzie się odpowiedzi na nurtujące pytania.
Gabinet Starowicza powiewa nudą (nie tylko w stosunku do gabinetu Freuda), bo też i schematy ludzkich zachowań są dość powtarzalne, a raz dokładnie i ciekawie opisane niekoniecznie wymagają dalszego omawiania – a już na pewno nie „po łebkach”. Krystyna Romanowska ograniczyła się niestety do bardzo ogólnikowych pytań i raczej nie zaprzątnęła sobie głowy szczegółowym przygotowaniem do rozmowy. Wszystkie tematy zostały „liźnięte”, zatem jest i o miłości partnerskiej, małżeńskiej i rodzicielskiej, o seksie bez związku, o związkach bez seksu, o zdradach, rozwodach, relacjach na odległość, o związkach międzykulturowych, ślubach religijnych, edukacji seksualnej, o dzieciach, teściach i kochankach. A szkoda. Bogactwo fachowej wiedzy i zawodowych doświadczeń profesora mogło zapewne zaowocować znacznie bardziej wnikliwą analizą zjawiska, które nazywamy „miłością”. Całość dyskusji Romanowskiej i Starowicza nie przedstawia nic więcej, niż mógłby opowiedzieć każdy co bardziej doświadczony barman, który na temat związków nasłuchał się zapewne tyle, co niejeden terapeuta.