Recenzja
Stonesowy urodzaj na pięćdziesiątkę
Pięćdziesięciolecie powstania The Rolling Stones zaowocowało falą publikacji na temat legendy rocka. Począwszy od nieco wcześniejszego „Życia” Keitha Richardsa, przez różnorakie biografie Micka Jaggera, na wspaniałym albumie zatytułowanym „The Rolling Stones. 50 lat” kończąc. Ciężko w przypływie stonesowo-książkowego urodzaju zdecydować się, co wybrać i co przeczytać warto, a co raczej należy sobie odpuścić. Biografia autorstwa Philipa Normana z pewnością należy do tej pierwszej kategorii.
Największą gratkę dla wszystkich fanów stanowi zapewne wspomniany album – nie dość, że jest jedyną oficjalnie autoryzowaną książka upamiętniającą rocznicę pięćdziesięciolecia legendarnego zespołu, to zawiera ponad tysiąc archiwalnych, nigdy niepublikowanych zdjęć zarówno z prywatnego życia muzyków, jak i dokumentujących ich trasy koncertowe. Wśród „kompleksowych” i „najbardziej aktualnych” biografii zespołu polskiego wydania doczekała się także „The Rolling Stones. Kultowa biografia gigantów rocka” Philipa Normana. Konsultacją merytoryczną polskiego wydania zajął się Piotr Metz – specjalista w dziedzinie rock’n’rolla, krytyk muzyczny i dziennikarz radiowej Trójki, który współpracował również przy wydaniu wspomnianego albumu i przy innej, równie wyczerpującej biografii zespołu „The Rolling Stones. Zespół, który nie poddaje się żadnej definicji” Christophera Sandforda.
Philip Norman, jak sam wyznaje, gdy w 1981 roku zaczynał zbierać materiały do książki, fanem Stonesów bynajmniej nie był. Opublikował wówczas biografię Beatlesów „Shout!”, która przyniosła mu sławę i uznanie. Badając losy grupy z Liverpoolu, dostrzegł jak bardzo były one sprzężone z historią The Rolling Stones, co zmotywowało go do napisania książki również o tych ostatnich. Z początku nie było łatwo – autor miesiącami czekał, by móc porozmawiać z muzykami czy innymi, ważnymi dla historii zespołu osobami. Nie obyło się bez niepotrzebnych podróży, wielokrotnych rozmów z rzecznikami prasowymi zespołu, pocałowania klamki u drzwi mieszkania Anity Pallenberg, która w ostatniej chwili stwierdziła, że „źle się czuje”, i ciągłego tułania się wzdłuż tras koncertowych Stonesów. Żeby porozmawiać z Marianne Faithfull w jej domu, Norman (wyraźnie stroniący od rock’n’rollowego stylu życia) musiał nawet wciągnąć kreskę kokainy, gdyż gospodyni dobitnie wyjaśniła mu, że „niekulturalnie jest odmawiać narkotyków, za które ktoś inny zapłacił i natrudził się, żeby je zdobyć”. Za pomocą tych i innych przygód autor pokazuje od kuchni warsztat dziennikarza muzycznego, który zapragnął wejść w świat rock’n’rolla i jego szalonych mieszkańców.
Jednakże nie wszystkich członków zespołu Norman darzy równym zainteresowaniem – na plan pierwszy wyraźnie wybija się barwny duet Mick–Keith oraz protagonista grupy Brian Jones. Pozostałym muzykom (jako postaciom według Normana mniej barwnym?) nie została poświęcona należyta uwaga, a jeśli już to ograniczona została do ich romansów, a nie wkładu w budowanie zespołu, co jest wyraźnie słabym punktem książki Normana. Zapewnienia o „wszechstronności” można schować między bajki – również z powodu ram czasowych. Mimo to biografia ta jest lekturą bardzo interesującą i (czasem szyderczo) dowcipną. Norman sili się na obiektywizm i dziennikarski profesjonalizm – nie mitologizuje przytaczanych faktów, ani nie przedstawia muzyków jako odrealnionych, wyidealizowanych ikon. Stara się odmalować, jak kontrastowe charaktery Richardsa i Jaggera napędzały twórczo grupę, jednocześnie opisując wynikające z tego frustracje muzyków. Przywołuje bluesowe początki zespołu, przedstawiając ewolucję ich twórczości w kierunku rocka. Opowiada o rozwoju grupy, sukcesach i błędach, pieniądzach, sławie, narkotykach i życiu prywatnym – bohaterowie biografii raz jawią się jako zdemoralizowani, skończeni dranie, innym razem zaś jako genialni, niezwykle zżyci ze sobą artyści. Norman od muzyki płynnie przechodzi do skandali obyczajowych, by potem powrócić znów do muzyki. Wyraźnie zdaje sobie sprawę z niejednoznaczności opisywanych historii i trzyma się nieco na uboczu, co dla całej książki jest niezwykle korzystne. Całość osadzona jest w szerokim, szczegółowo przywoływanym kontekście kulturowym i historycznym, choć znacząca część biografii skupia się na latach 60. i 70., pobieżnie wzmiankując końcówkę XX wieku i pomijając niemal zupełnie ostatnie lata.
Mimo pewnych niedostatków i pozostającego po lekturze „The Rolling Stones” niedosytu, biografia Philipa Normana bez wątpienia jest jedną z najlepszych tegorocznych stonesowych publikacji.