Recenzja
Sztuka podróżowania
Podróżowanie jest sztuką. Wymaga otwartego umysłu, talentu, spostrzegawczości i przenikliwości. W przeciwnym razie jest tylko przemieszczaniem się i powierzchowną obserwacją. W czasach, w których świat wydaje się być na wyciągnięcie ręki, a niskiej jakości książki podróżnicze zalewają nie tylko rynek, ale i czytelniczą świadomość, Paul Bowles przypomina, jak niezwykłym doświadczeniem może być spotkanie z inną kulturą. I jak bardzo podróżnik różni się od turysty.
Paul Bowles, ojciec chrzestny beat generation i amerykańskich hipsterów, znaczną część życia spędził poza Stanami Zjednoczonymi, mieszkając m. in. w Paryżu, na Cejlonie i – przede wszystkim – w Maroku. „Podróże” to powstające od wczesnych lat 50. reportaże z tych miejsc, opowieści o paryskiej bohemie, codzienności Tangeru, Fezu czy Cejlonu, o samotności Sahary, o ludziach, muzyce i przemianach politycznych. Bowles w swoich wyprawach nie jest turystą, ale podróżnikiem, wędrowcem, gotowym na spotkanie z inną kulturą, na próbę jej poznania i zrozumienia. W każdym z miejsc, do których się udaje, stara się poznać mieszkańców, rytm życia, zapach wiatru i zagadki kryjące się w zaułkach wąskich ulic. A potem przybliżyć ten odległy świat czytelnikom.
Świadomość Bowlesa można nazwać postkolonialną. Do Innego podchodzi z otwartym umysłem, bez uprzedzeń, ale nie bezkrytycznie. Nie stroni od osobistego komentarza, ale jednocześnie nie feruje wyroków. W kolejnych tekstach widać ewolucję jego poglądów, zwłaszcza zaś postępujące zniechęcenie wobec cywilizacji Zachodu, która coraz łapczywiej zagarnia kolejne tereny należące dotąd do innych kultur. Ale Bowles nie szuka w swoich podróżach cepelii, nie chce za wszelką bronić siebie i innych przed postępem ani tworzyć kulturowych skansenów. Stawia raczej na mariaż starego z nowym, na mądry postęp, który nie neguje tradycji. Jest w tym myśleniu niezwykle współczesny, a jego reportaże, mimo upływu dekad, wciąż wydają się niezwykle świeże i aktualne.
„Podróże” to pisarstwo najwyższej próby, lekkie, wnikliwe, na wskroś przesiąknięte intelektem autora. Bowlesowi udaje się za pomocą słów oddać fascynujący urok odwiedzanych przez siebie miejsc, pokazać czytelnikowi zarys tej tajemnicy, którą sam stara się wytropić w swoich wyprawach. Piękny, melodyjny i jednocześnie niezwykle plastyczny język prowadzi przez kolejne kraje, miasta i krajobrazy. Jeśli dać się mu ponieść, przez chwilę można naprawdę poczuć duszne powietrze tangerskiej kawiarni i usłyszeć śpiew muezina.