8 maja 2014

Teatr cierpienia

„Zabliźnione serca” ujawniają wielki talent, który nie osiągnął artystycznej dojrzałości. Kariera Maxa Blechera skończyła się zbyt szybko. Pisarza złamała choroba.

 

Max Blecher w historii literatury do tej pory nie istniał, nawet w rodzinnej Rumunii był pisarzem słabo znanym. Renesans jego twórczości w Europie przypada na ostatnie lata. Rok temu na polski zostały przetłumaczone – bardzo dobrze zresztą przyjęte – „Zdarzenia w bliskiej nierzeczywistości”. „Zabliźnione serca” są jego drugą i ostatnią ukończoną powieścią. Blecher odkrywany jest dziś jako jeden z ciekawszych pisarzy europejskich okresu międzywojennego. Przez rumuńską krytykę określany bywa jako przedstawiciel „literatury subiektywnej autentyczności” lub „literatury cierpienia”, co w pełni oddaje tematykę „Zabliźnionych serc”. Doświadczenia związane z chorobą stanowiły bowiem podstawowy materiał jego twórczości. Dla Blechera niedomaganie ciała i pobyty w sanatoriach były niemal obsesją. Obsesją, która zdominowała całą jego prozę.

 

Bohaterem powieści jest Emanuel, cierpiący – podobnie jak autor – na gruźlicę kręgosłupa. Emanuel trafia do sanatorium, w którym chorzy muszą spędzać czas w pozycji horyzontalnej, unieruchomieni w specjalnym gipsowym gorsecie. Ich życie zostaje ograniczone do poruszania się na specjalnych wózkach. Trudno nie zestawiać „Zabliźnionych serc” z „Czarodziejską górą” Tomasza Manna. Powieść rumuńskiego pisarza porównania nie wytrzymuje, co nie oznacza, że jest to całkowicie nieudana próba. Obaj pisarze na swój sposób opisują sanatoryjny mikroświat, tragiczne biografie pacjentów, próby przyjaźni i miłości. Rumuńskiemu pisarzowi brak jednak Mannowskiego rozmachu, za to sięga on po zupełnie inne, odważniejsze środki wyrazu. Magicznemu Davos przeciwstawia Berck – miasto „bezruchu i gipsu”, „miasto skazańców”. Urokliwemu „werandowaniu” i zawijaniu w pledy – „przenośną trumnę”, wózek na kółkach. Podobnie jak u Manna, powieść rozpoczyna się od opisu wspólnego posiłku. Dla Blechera sala restauracyjna i pacjenci przypominają inne niesamowite, obłędne obrazy: „W pewnej powieści sensacyjnej jeden pisarz opisał przewrotną i kapryśną królową, która mumifikowała swoich kochanków i trzymała ich trumny w okrągłej sali”.

 

Jego bohaterowie są umarłymi za życia, potwornymi klaunami w przerażającym teatrze cierpienia. Główny bohater nazywany jest trupem i porównany do myszy złapanej w pułapkę. Chorzy to istoty doświadczające śmierci za życia, skazane na samotność i wyobcowanie w chorobie. Niemal uderzająca atrofia uczuć i bezwzględna nieczułość narratora przypominają autobiograficzną prozę Thomasa Bernharda (cierpiącego zresztą na chorobę płuc). W obu przypadkach to bezlitosne rozliczenie z cierpieniem, na granicy psychicznego masochizmu.

 

Cyniczna, chłodna, wręcz beznamiętna narracja odpowiada stanowi psychicznemu bohaterów. Jedna z pacjentek sanatorium wyjaśni znaczenie tytułu powieści: „Widzisz, serca nas, chorych, tyle już otrzymały w życiu ciosów nożem, że stały się taką właśnie zabliźnioną tkanką. Niewrażliwą na zimno… ciepło… i na ból…Niewrażliwą, siną i stwardniałą…”.

 

Gdyby nie choroba, prawdopodobnie twórczość Blechera nigdy by nie zaistniała. Gdyby nie choroba – pisarz miałby szansę artystycznie dojrzeć. Ostatecznie brak mu formalnego perfekcjonizmu, „Zabliźnione serca” zbudowane są z wyodrębnionych scenek, które niestety nie składają się w całość. To raczej proza chropowata, dysfunkcyjna, z pewną skazą. Ostatnie dzieło Blechera jest wyraźnie niedopracowane, momentami przesadzone i zbyt udziwnione. Spotęgowana wizja rzeczywistości owocuje nadmiarem groteskowych elementów, a urywana, fragmentaryczna narracja zaburza psychologiczne prawdopodobieństwo.

 

Najmocniejszą stroną Blechera jest budowanie dusznego nastroju typowego dla Franza Kafki. Autor lubuje się w groteskowo-koszmarnych wizjach i porównaniach, dosadnych określeniach. Jeden z rumuńskich krytyków pisał o „kreatywno-destrukcyjnym” związku pisarza z chorobą. Mimo porównań do Kafki czy Brunona Schulza Blecher to pisarz osobny, przemawiający z oddali, z „gipsowego sarkofagu”, tworzący we własnym, odrębnym języku, inspirowanym surrealizmem i naturalizmem. „Zabliźnione serca” nie są może książką wybitną, bezbłędną, ale bez wątpienia stanowią godny uwagi zapis ekstremalnego doświadczenia.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także