18 października 2013

Przyroda nie musi nudzić

Powieść o przygodach Jana Muchołapskiego i angielskiego lorda „Doktor Muchołapski” była książką dzieciństwa Czesława Miłosza. Teraz stała się zaś inspiracją dla „Dzieci doktora Motyla” Wojciecha Mikołuszki, dziennikarza naukowego, który uwielbia pisać dla dzieci.

 

Ze zbioru prostych odpowiedzi na piekielnie trudne pytania, jakie Mikołuszce zadawały jego własne dzieci, powstał najpierw popularny blog, a następnie dwie książki: „Tato, a dlaczego” oraz „Tato, a po co”. Autor książek popularnonaukowych postanowił w końcu zmierzyć się z fabułą i stworzył opowieść dla małych czytelników.

 

Samotny ojciec z dwójką dzieci walczy z wójtem o budowę drogi. Władza chce koniecznie, by przebiegała ona przez łąkę, gdzie żyją modraszki – a doktor Motyl (bo takie przezwisko otrzymuje ekolog-pasjonat) za wszelką cenę stara się do tego nie dopuścić. Sytuacja bardzo się komplikuje, kiedy Jaś i Baśka – mocno zaangażowane w spór – odkrywają przepis na tajemniczy eliksir Nureddina. Dzięki niemu, dosłownie, zanurzą się w świecie mrówek, larw i pająków. Cała powieść to wartka akcja, błyskotliwe dialogi i dramatyczne zwroty akcji.

 

Nie brak tu również szczegółowych opisów przyrody i szczęśliwego zakończenia. „Dzieci doktora Motyla” zawierają także wiele odniesień do utworów dla dzieci z początków XX wieku. Jeden z bohaterów ma na imię Gucio, tak samo jak główny bohater – również ważnej dla Miłosza – powieści Zofii Urbanowskiej „Gucio Zaczarowany” (bohater za karę zostaje zamieniony w muchę), a Doktor Motyl wspomina o „Cudownej podróży” Selmy Lagerlöf (Nils zmniejszony do rozmiarów krasnoludka wyrusza w podróż po Szwecji wraz ze stadem dzikich gęsi). Jednak w przeciwieństwie do literackich poprzedników, dzieci doktora Motyla nie przeżywają swych przygód za karę, a wręcz przeciwnie – z własnej woli. Choć także w tym przypadku chwilowe życie w „mniejszych rozmiarze” zmienia bardzo wiele – nie tylko w planach wójta, ale przede wszystkim w sercach i umysłach głównych bohaterów.

 

Wyraźny rys edukacyjny książki nie razi, choć jest dostrzegalny jak jasnożółte (i jasnozielone) wstawki na utrzymanych w ciemnej tonacji ilustracjach Przemysława Liputa (będącego również autorem aplikacji, którą można zobaczyć po zeskanowaniu kodu z okładki książki). Stanowią one dobre uzupełnienie barwnej opowieści. Przesłanie całości (należy współpracować, a nie zwalczać się nawzajem, trzeba też dbać o środowisko naturalne) zostało przez autora umiejętnie wplecione w ciekawą akcję powieści.

 

Książkę szczerze polecam małym i dużym czytelnikom, którzy niekoniecznie muszą interesować się przyrodą czy znać się na niej. To świetna odtrutka na mniej lub bardziej żywe wspomnienia nudnych lekcji przyrody i biologii.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także