Recenzja
Francuscy artyści wobec okupacji
Alan Riding pyta, jak francuscy artyści i pisarze zachowywali się w czasie ciemnych lat okupacji. Kreśli obraz, którego największą siłą jest to, że daje pojęcie o niemożności wyznaczenia łatwych granic między tym, co słuszne i zabronione, między lojalnością i zdradą, zostawiając czytelnika w przekonaniu, że ferowanie jednoznacznych wyroków jest dziś niemożliwe.
Pomysł napisania książki w o życiu kulturalnym okupowanego Paryża narodził się jeszcze w Ameryce Łacińskiej, gdzie brytyjski dziennikarz spędził (jako korespondent) bez mała dwadzieścia lat. Przyglądał się tam m.in. roli, jaką odgrywali pisarze w miejscu i czasie naznaczonym przez dyktatury i rewolucję. W „A zabawa trwała w najlepsze” Riding pokazuje upadającą politycznie i militarnie Francję, która jednakże szybko podnosi się artystycznie – wracają koncerty i teatralne spektakle, wodewile i kabarety, kino i tania rozrywka. Choć filary życia kulturalnego zostały ograniczone i etnicznie „oczyszczone” (co często zresztą przyjmowano z entuzjazmem), to wciąż trwały, sugerując francuską niezłomność w obszarze kultury. Tę niezłomność podkreślał zresztą rząd Vichy, starający się przekonać społeczeństwo do Rewolucji Narodowej, która miałaby polegać na moralnym odrodzeniu w ramach pozytywnie wartościowanej „współpracy” francusko-niemieckiej.
Brytyjski dziennikarz ukazuje całą paletę postaw: od jawnej współpracy i zażyłej relacji z okupantem (np. collaboration horizontale, tj. sypianie z wrogiem), po świadome wycofanie się z życia artystycznego i włączenie do ruchu oporu; od wiary w pétainowską rewolucję, po stopniowe rozczarowanie; od egotyzmu i próżności, po rozumną powściągliwość, która nie zawsze wszakże wykluczała publikowanie czy występowanie na scenie. Riding dystansuje się od łatwego i upraszczającego dzielenia na kolaborantów (collaborateurs) i zwolenników oporu (résistants), pokazując, że w istocie granice między collaboration, résitstance i attenstisme były przepuszczalne, że zamiast szukać klarownych definicji czy żelaznych granic, powinniśmy uznać raczej ich płynność i niejasność.
W swojej nieśpiesznie prowadzonej narracji – niekiedy, niestety, wywołującej uczucie znużenia – brytyjski dziennikarz nie stroni jednak od kąśliwych uwag. Nie szczędzi ich m.in. Jean-Paulowi Sartre’owi, który – mimo, że przez większość wojny nie angażował się w ruch oporu – u progu wyzwolenia zaczął kreować siebie na wielkiego bojownika.
Riding swoją książką nie narusza tabu. We Francji mit ruchu oporu został dawno poważnie nadkruszony. Bardziej od ujawnienia sensacji – mimo dziennikarskiego zacięcia – interesuje go sam fenomen życia artystycznego pod okupacją, który w „A zabawa trwała w najlepsze” opisuje z całą złożonością.