13 września 2013

Życie wygrzebane z pamięci

Twórczość Wiesława Myśliwskiego ma cechę właściwą wielu wybitnym dziełom literackim: za pomocą opowieści o indywidualnych losach autor „Widnokręgu” potrafi tworzyć historie uniwersalne. Ale w „Ostatnim rozdaniu” Myśliwski zrezygnował z konkretu na rzecz niedookreśloności – być może to jedna z przyczyn, dla których to powieść nierówna, z pewnością ustępująca nieco wcześniejszym dokonaniom pisarza.

header - Mysliwski PAP

Jesteśmy narodem z nieograniczonym i tragicznie niezaspokojonym apetytem na wielkość. A tęsknota za arcydziełem literackim zakorzeniła się w nas mniej więcej tak samo mocno jak marzenie o futbolowych sukcesach. Wiesław Myśliwski zaś – zapewne wbrew sobie, bo z niedzisiejszą obojętnością traktuje medialne wrzawy – stał się głównym pretendentem do miana największego polskiego prozaika. Z tego powodu trudno pisać o „Ostatnim rozdaniu” – trudno bowiem pisać o autorach, których już za życia wsadzono na piedestał wzniesiony dla klasyków (piedestał mocno zresztą narażony na tektoniczne wstrząsy czytelniczych kaprysów). Podejmując taką próbę, ciężko o pewność, że nie powtarza się pochwał solidnie już zakorzenionych, albo przeciwnie – nie ulega się łatwej i modnej pokusie odbrązawiania wielkości. A „Ostatnie rozdanie” sprawę tylko komplikuje – ta opowiadana na wyrywki historia portretuje bowiem człowieka tak wielu właściwości, że tworzą one jakąś bezkształtną pulpę, w której nie sposób doszukać się konturów.

 

Myśliwski często w przeszłości koncentrował się na zderzeniu starego z nowym, świata, który odchodzi, z tym, który po nim następuje – znakomite efekty przyniosło to w „Kamień na kamieniu”, „Kluczniku” czy „Pałacu”. Także w swej najnowszej powieści, wydanej siedem lat po „Traktacie o łuskaniu fasoli”, Myśliwski konfrontuje się z utratą – tym razem wszakże popełnił dzieło poświęcone świadomości uwięzionej w pułapce czasu.

 

Ostatnie rozdanieNarrator „Ostatniego rozdania” jest bezimienny, a jego historia i tajemnice życiowych wyborów pozostają do końca niewyjaśnione. Głównym zagadnieniem, na które Myśliwski zwraca uwagę w powieści są bowiem nie losy konkretnego bohatera, lecz relacja między człowiekiem a jego przeszłością i między przeszłością a pamięcią o niej. Dlatego „Ostatnie rozdanie” dzieje się tak naprawdę w bezczasie – lata zachodzą tu na siebie swobodnie, według kaprysu pamięci głównego bohatera powieści, który wyznaje w pewnym momencie: „Żyłem, jak żyłem. Bez poczucia podporządkowania jakiejkolwiek całości. Kawałkami, fragmentami, strzępkami, częstokroć chwilami, można by rzec, na wyrywki, od przypadku do przypadku, jakbym odpływał, przypływał do siebie, odpływał, przypływał. Czasami miałem wrażenie, że ktoś z tego mojego życia powyrywał większość stron, czy dlatego że to były puste strony, czy dlatego że należały nie do mojego, lecz raczej czyjegoś życia”.

 

W „Ostatnim rozdaniu” plany czasowe nachodzą na siebie chaotycznie, wątła i najeżona dygresjami fabuła co i rusz ulega zatrzymaniom lub gwałtownym, liczonym w dziesięciolecia przeskokom: raz narrator snuje opowieść o swoich rozlicznych biznesach, innym razem wspomina swoją młodość i z niewiadomych powodów szybko porzucone malarskie ambicje, by zaraz potem koncentrować się na dziejach swej jedynej i również z niejasnych przyczyn porzuconej miłości do równie tajemniczej Marii.

 

Narrator opowiada o swoim życiu zgodnie z logiką i kaprysami pamięci: na wyrywki, od przypomnienia do przypomnienia, jakby chciał w ten sposób dowieść bezradności ludzi wobec czasu. Autor „Kamienia na kamieniu” opisuje, jak przeszłość osadza się w człowieku, a przede wszystkim, jak z niego ulatuje, pozostawiając po sobie puste miejsca – znaki, że coś zostało utracone. W takim ujęciu przeszłość staje się sferą domniemań i niepewności, której nie sposób wiarygodnie udokumentować: zawodzi tu pismo, zawodzi fotografia, niepamięć wkrada się w te pozorne świadectwa, obdzierając zapisane imiona z twarzy, a utrwalone na kliszach postaci z imion. Z „Ostatniego rozdania” wyłania się wizja osobowości ludzkiej jako zbioru nieprzystających do siebie części, jakby była tylko odbiciem w dziesiątkach fragmentów potłuczonego lustra. „Każdy jest przecież czymś w rodzaju ułomków, wypalonych niczym meteory, których nic z sobą nie łączy, pogasłych nadziei, marzeń, zetlałych pragnień, zaprzepaszczonych uczuć, kłamstw podszywających się pod prawdy i prawd podszywających się pod kłamstwa, a wszystko to niezdolne choćby krążyć wokół wspólnej osi”.

 

Jawa, sen, wyobrażenie i wspomnienie funkcjonują tu niemal na tych samych prawach, tak że jedno płynnie przechodzi w drugie, granice między nimi się rozmazują, sny wplątują się we wspomnienia, fantasmagoria wypiera konkret. Stąd też raz po raz do „Ostatniego rozdziału” wkrada się oniryczna atmosfera – jakby Myśliwski chciał dać nam do zrozumienia, że przeszłość jest równie nieuchwytna jak senna mara.

 

„Ostatnie rozdanie” bardzo przypomina „ Traktat o łuskaniu fasoli” – to nie tyle powieść, co przybrana skąpo w powieściowe szaty medytacja na temat życia. Myśliwski ustami swego bohatera zadaje pytania niewygodne, zwłaszcza w czasie, który ponad wszystko usiłuje wynieść zasadę „bądź sobą”: co nas łączy z nami samymi sprzed lat, jakie mamy dowody naszej integralności i tożsamości? „Ostatnie rozdanie” to ze strony pisarza kolejna próba policzenia się z egzystencją – z pustymi nadziejami, nieuniknionym zawodem, złudnymi wyobrażeniami na temat samego siebie i innych. To gorzka i pełna rezygnacji opowieść o utracie – ludzi, miejsc, wspomnień, siebie samego – w której niewiele jest miejsca na dodające życiowego animuszu wezwania do boju: „musi się zapłacić całym życiem, aby zrozumieć prostą zasadę, że nie warto byłoby zaczynać życia od początku”.

 

Z tego powodu ton powieści wydaje się niezwykle intymny, w trakcie lektury łatwo zapomnieć o wszystkich wykutych w czasie pięcioletniej polonistycznej mordęgi teoriach na temat rozziewu między autorem a narratorem. „Ostatnie rozdanie” czyta się jak rozrachunek samego Myśliwskiego z życiem – również dlatego, choć to nieładnie zaglądać w metrykę nie tylko w przypadku kobiet, ale i pisarzy – że całość jest wyznaniem człowieka pogrążonego w głębokim cieniu większości swego życia.

 

Twórczość autora „Widnokręgu” sytuuje się gdzieś obok głównego nurtu współczesnej prozy (lokalizację tę nazywa się zwykle w takich przypadkach miejscem osobnym), co sprawia, że w zasadzie bierze on udział w indywidualnym wyścigu, w którym rywalizuje jedynie sam ze sobą. I chyba tylko w ten sposób należy rozpatrywać „Ostatnie rozdanie”. A z całą pewnością nie jest to powieść tej rangi co „Kamień na kamieniu” czy „Widnokrąg”. To książka wielu momentów – niekiedy znakomitych, niekiedy słabszych, zwłaszcza wtedy gdy rozważania narratora ciążą w stronę konstatacji na temat ogólnych prawideł bytu. Bo to w konkrecie, jednostce, pojedynczym życiu ów byt się realizuje – gdy wkracza w sfery platońskich idei, staje się nieuchwytny jak sylwetka bezimiennego bohatera ostatniej powieści Wiesława Myśliwskiego.