19 sierpnia 2014

Rzeka tysiąca imion

„Głosy Pamano” zapewne nie powtórzą gigantycznego sukcesu „Wyznaję” – są skromniejsze, mniej efektowne, mniej epickie i mniej krzykliwe. Ale pod względem literackim są książką lepszą.

 

Cabre_WyznajeTo mogło zakrawać na cud – pierwsza wydana w Polsce przez wydawnictwo Marginesy powieść Jaume Cabrégo została bestsellerem i wylądowała na szczycie listy najlepiej sprzedających się w Empiku książek. Na pytanie, jak doszło do tego, że nazwisko twórcy tworzącego trudne, wymagające uwagi i skupienia fabuły nagle wskoczyło na tak eksponowane – i zarezerwowane zazwyczaj dla innego rodzaju prozy – miejsce, da się jednak odpowiedzieć: Cabré doskonale opanował sztukę łączenia wysokich ambicji literackich z zabiegami charakterystycznymi dla literatury popularnej, co sprawia, że „zabawiając” odbiorców fabułą, a przy tym intrygując rozpisaną na wiele setek stron zagadką, schlebia też intelektualnym snobizmom swoich czytelników.

 

Jaume Cabré napisał „Głosy Pamano” przed „Wyznaję” i polskie wydanie tej powieści daje nam możliwość prześledzenia, jakimi drogami kroczył pisarz ku swej międzynarodowej sławie. Skrojone na arcydzieło „Wyznaję” było widowiskowe czy wręcz efekciarskie, skomplikowane fabularnie i pełne świadomej swojego znaczenia erudycji. „Głosy Pamano” można by zatem traktować jako wprawkę do stworzenia wielkiej powieści, próbę generalną Katalończyka przed wstąpieniem do literackiego panteonu. Jest tylko jedno „ale” – choć tym razem otrzymujemy do rąk rzecz skromniejszą, to paradoksalnie wydaje się ona pod wieloma względami bardziej przekonująca niż powieść, dzięki której Cabré zdobył rozgłos.

 

Mniej mistyki, więcej konkretów

 

Cabre_Glosy_Pamano„Historia, która wchodzi w szczegóły, traci epicki rozmach” – zauważa Katalończyk. Podobnie jest w przypadku „Głosów Pamano” – w tej solidnych rozmiarów opowieści rozpisanej na losy kilkunastu bohaterów historia nie ma tego nieco „mistycznego” wymiaru z „Wyznaję”, lecz bardzo ludzkie i często pospolite oblicze ludzi, którymi nie kieruje Heglowski „duch dziejów”, a jedynie własne namiętności, urazy, pragnienie zemsty bądź sprawiedliwości i równie ważna dla zrozumienia ich motywacji potrzeba odkupienia własnych win. Historia „podzielona” przez konkretne istnienia staje się opowieścią o błędach i szaleństwach – tyleż konkretnych osób, co przedstawionej w kontekście ich losów epoki, w której Hiszpania Franco pogrąża się najpierw w chaosie wewnętrznych konfliktów, by następnie wejść w fazę „stabilizacji”, będącej dla Katalończyków czy Basków nie zawsze łagodną formą okupacji. Cabrému udała się rzecz niebagatelna – przedstawiając dzieje kilkunastu bohaterów, uwikłanych w politykę, interesy oraz kłamstwa, ukazał bowiem w „Głosach Pamano” skomplikowanie i różnorodność ludzkich postaw w obliczu procesów daleko wykraczających poza jednostkową miarę.

 

Katalończyk nie sili się przy tym na epicki rozmach, scenografia w „Głosach Pamano” jest bowiem więcej niż skromna – rzecz dzieje się nad Pamano, „rzeką tysiąca imion”, przede wszystkim zaś w Torenie, malutkim mieście u podnóża Pirenejów, w którym „zawsze dużo się milczało”. W ręce nauczycielki Tiny Bros, która w czasach nam współczesnych przygotowuje album fotograficzny o okolicy, trafia przez przypadek dziwny dokument – długi i nigdy niewysłany list napisany przez innego nauczyciela, Oriola Fontellesa, znienawidzonego przez miejscowych falangisty, który pół wieku wcześniej zginął rzekomo z rąk komunistycznej partyzantki. Tajemnica jego przeszłości – i prawdziwej tożsamości – staje się kanwą całej powieści, dla samej Tiny, „która ma problemy z piersią, problemy z synem, problemy z mężem i problemy z nadwagą”, jest natomiast pretekstem do podjęcia prywatnego „dochodzenia”, tak „by ostatnie słowo nie należało do śmierci”.

 

Sam sposób konstruowania fabuły nie ma nic z senności górskiej osady poza sezonem i pozwala dostrzec, że mimo znanej już polskiemu czytelnikowi z „Wyznaję” wymagającej skupienia fabuły, w której płynnie zmienia się narratorów i punkty widzenia, Cabré opanował sztukę utrzymywania uwagi czytelnika, a rusztowania fabuły „Głosów Pamano” – miłość, zdrada, zbrodnia, zemsta, tajemnica zakopana głęboko w przeszłości – to wątki doskonale sprawdzające się w literaturze popularnej. Cabré tworzy tu niemal „kryminalny” klimat, choć nie tyle chodzi o finał całej historii, ten bowiem poznajemy na samym początku powieści, co o zdarzenia, które do niego doprowadziły. Trup, niejeden zresztą, pojawia się od razu – rzecz w tym, by dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił.

 

Cabre_JaumeDług wobec Vargasa Llosy

 

O ile nad niektórymi partiami „Wyznaję” unosił się duch Dana Browna, o tyle w tym przypadku literackie paralele są może nawet wyraźniejsze, ale i bardziej godne uwagi. Katalończyk zaciągnął bowiem poważne długi u pisarzy iberoamerykańskich, szczególnie zaś często po jego katedrze (jak nazywano „Wyznaję”) snuje się zjawa nie byle jakiego twórcy – Maria Vargasa Llosy. Zarówno sposób konstruowania fabuły, jak i zabiegi narracyjne, do których uciekł się w „Głosach Pamano” Cabré bardzo przypominają bowiem to, co pod względem formalnym dzieje się w „Rozmowie w »Katedrze«” – uświadczymy tu tej samej wielogłosowości, zmian perspektyw, nachodzenia na siebie planów czasowych i losów ludzi połączonych jarzmem przyczyny i skutku.

 

Jeśli nawet w „Głosach Pamano” pojawiają się znane nuty oraz melodie i jeśli zdarza się, że są one zagrane fałszywie, te drobne uchybienia nie odbierają dziełu wartości – to literatura nastrojona na wysoki ton i ton ten utrzymująca. Nie uświadczymy tu tąpnięcia, które da się zauważyć w „Wyznaję”, rozpoczynającego się jak arcydzieło, erudycyjna podróż w czasie i przestrzeni, by z czasem coraz bardziej natrętnie przypominać prozę niższych lotów. „Głosy Pamano” są powieścią równiejszą – i właśnie dlatego bardziej udaną. Choć i tak przed lekturą Cabrégo warto jeszcze raz przypomnieć sobie, jak to robił w „Rozmowie »Katedrze«” albo „Mieście i psach” stary mistrz – Mario Vargas Llosa.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także