20 października 2014

Angole i nadzieja

Coś właśnie drgnęło. Pojawiła się malutka nadzieja. No, może nie nadzieja, ale nadziejka. Pęknięcie, szczelina. Na razie o tym cicho, ale może za kilkanaście miesięcy, a może za kilka lat będziemy mówili i pisali, że ta właśnie książka rozpoczęła nowy etap na polskim rynku wydawniczym. Nowy zwłaszcza dla fotografów. Wielokrotnie już w Xięgarni pisałem, że stali się oni nieco bezdomni i niepotrzebni po tym, jak stracili oparcie w redakcjach. 

header - poniedzialek ze springerem

Oto bowiem nakładem wydawnictwa Czarne ukazuje się książka Ewy Winnickiej pod tytułem „Angole”. Winnicka, reporterka związana z Tygodnikiem „Polityka” i „Dużym Formatem” od dłuższego już czasu skupia się na problematyce polonii brytyjskiej. Jakoś tak się stało, że mimo iż na Wyspy wyjechały setki tysięcy naszych rodaków, dobrych reportaży o ich tamtejszym życiu ciągle ze świecą szukać. Winnicka bez wątpienia wypełnia tę lukę. Jej „Londyńczycy” opowiadali o tej fali polskiej emigracji, która dotarła tam w wyniku II Wojny Światowej. Bohaterami „Angoli” są natomiast ci, którzy znaleźli się na Wyspach po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej i otwarciu się dla nas wybranych rynków pracy.

 

Winnicka_AngoleNie jednak tekst „Angoli” jest tu dziś tematem, a towarzyszące mu zdjęcia. Ich autorem jest Mariusz Śmiejek, polski fotoreporter od kilku dobrych lat mieszkający w Belfaście w Irlandii Północnej. Na koncie ma nagrody i wyróżnienia w kilku prestiżowych konkursach oraz publikacje w takich tytułach jak „National Geographic”, „Guardian” czy „Daily Mail”. Za sobą ma także projekty dokumentalne o Ulsterze czy konflikcie izraelsko-palestyńskim. Współpracę z Ewą Winnicką rozpoczął, gdy reporterka szukała, także w Belfaście, bohaterów do „Angoli”. W ten sposób powstał duet dwojga twórców pracujących niezależnie nad tym samym tematem, który zaowocował tą publikacją.

Niby nic w tym wielkiego ani dziwnego. W ten sposób pracowali przecież przez lata dziennikarze i fotoreporterzy na całym świecie. Kłopot w tym, że ostatnio model ten się załamał. O ile reporterzy odnaleźli się jako tako na rynku wydawniczym, o tyle fotografowie mają ciągle z tym problem. Książka fotograficzna to nie jest coś, co będzie zdobywało masowego odbiorcę. Jest droga, niekiedy trudna, w Polsce nie ma też tradycji kupowania i „konsumowania” takich publikacji. Ponieważ redakcje wypięły się na fotografów realizujących fotoreportaże, stracili oni niemal całkowicie możliwość publikowania swoich zdjęć w przystępnej formie i – co ważne – za przyzwoite pieniądze.

 

„Angole” stanowią tu wyłom – z zewnątrz wyglądają jak kolejna książka z reporterskiej serii Czarnego. W środku jednak znajdziemy nie jedną, a dwie niezależne, choć przeplatające się, opowieści. Autorką jednej z nich jest Ewa Winnicka, a drugiej Mariusz Śmiejek. To fotograficzne opowiadanie jest, co niezwykle ważne, skomponowane jak klasyczny fotoreportaż. Nie stanowi jedynie ilustracji do tekstu. Ma swoje zdjęcie na otwarcie, ma wstęp, kulminację i puentę. To autonomiczna, autorska opowieść. Opublikowana z poszanowaniem kadru, w kolorze, choć nie na kredowym papierze (kompromis jakości, na który trzeba było się też godzić w prasie).

„Angole” to jaskółka nadziei, że być może rozkwit polskiego reportażu odbywający się na kartach książek pociągnie za sobą także fotoreportaż. Może za kilka lat standardem będzie, że wydawcy zamawiając u jakiegoś autora tekst będą jednocześnie szukać fotografa, który „opowie” ten sam temat wizualnie. Może kilka takich publikacji sprawi, że czytelnicy właśnie takiej podwójnej formy zaczną poszukiwać, a może nawet będą się jej domagać? Może ich głos usłyszą wydawcy prasy? Może wysupłają pieniądze dla kilku fotografów, by wrócili do redakcji i robili swoje? Może? Tak sobie tylko marzę, bardzo przepraszam.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także