Recenzja
Śmietnik nowoczesności
“DuchLESS” zaczyna się cytatami z Orwella i Stalina. Potem jest jeszcze weselej.
“Duchless” to osadzony w realiach Moskwy 2004 roku monolog członka jednej z wielkich międzynarodowych korporacji, który przez większość czasu w dosyć efektowny sposób dzieli się nienawiścią do swojego otoczenia i reszty świata. Dostaje się więc zagranicznym szefom, którym zależy tylko na pieniądzach, ich rosyjskim podwładnym, cwaniakom i złodziejom, udającym prawdziwą pracę. Klasie wyższej, bo sprzedała swoją osobowość za (dość przewidywalnie opisany) dostęp do alkoholu, narkotyków i kobiet. Klasie niższej, bo jest zacofana, głupia i głowi się tylko nad tym, jak zastąpić tych na górze. Internetowi, bo się nie sprawdził jako nowe medium. Artystom i opozycjonistom, bo są bandą pozerów. A wszystko to podane zostało w stylu aż kipiącym od humoru, mocno związanym z językiem mówionym, kojarzącym się z dobrymi tradycjami rosyjskiej prozy (by wspomnieć jednego tylko “Wieniczkę” Jerofiejewa). W dodatku całość otrzymujemy w znakomitym przekładzie Pawła Podmiotki.
A jednak Minajew usilnie chce dać od siebie coś poza uciesznym ćwiczeniem stylistycznym. Próba odpowiedzi na pytanie, jak być pełnowartościowym człowiekiem w “bezdusznym świecie” kieruje książkę w stronę “powieści idei”, z jej wielkimi dylematami i aluzjami do romantyków czy Dostojewskiego. I chociaż efekty tych poszukiwań (jak choćby zauroczenie Putinem) mogą nie być aż tak ciekawe czy przekonujące, jak towarzyszące im fajerwerki sarkazmu, warto przekonać się, czy można – trochę jak to było w wypadku naszego Adasia Miauczyńskiego – jednocześnie głęboko nie wierzyć ludziom i mieć nadzieję, że potrafią zmienić się na lepsze.