Recenzja
Gdy biją się słonie, najbardziej cierpi trawa
Kiedy jest tak strasznie gorąco, kiedy z nieba leje się żar, organizm spowalnia swoje funkcje życiowe. Człowiek inaczej oddycha, inaczej myśli. Szuka cienia i wytchnienia po to by odpocząć od temperatury. „Żar. Oddech Afryki” jest taką książką, która tak jak wysoka temperatura otacza, pochłania czytelnika. Treść jest dla czytelnika-europejczyka, niewygodna, doskwierającą, stygmatyzująca. Czytając książkę Rosiaka, czytelnik też szuka wytchnienia, ale w pozytywnym znaczeniu. Chce zrozumieć Afrykę taką jaka jest, a nie jaką widzi w telewizji czy na kolorowych zdjęciach z magazynów podróżniczo-lifestylowych. Bo kiedy myślimy „Afryka” to od razu nasuwają się nam obrazki z Safari, słonie, baobaby, wielkie pustynie, wielbłądy lub całkowicie druga strona medalu- ubóstwo, głód i akcje humanitarne.
W swojej książce Dariusz Rosiak ukazuje to co jest pomiędzy tymi obrazkami- prawdę o olbrzymim, zróżnicowanym kontynencie i jego mieszkańcach. Lubimy myśleć o kontynencie jak o Czarnym Lądzie, sferze ciemności i śmierci, które panują nad ludźmi. Ale to nie prawda. Afryka to życie w najpełniejszym wydaniu. Przesyt i głód, wilgoć i suchość, światło i ciemność, dźwięk i cisza, zmęczenie i komfort, choroba i zdrowie, radość, smutek, wiara, nadzieja, miłość- wszystko smakuje tu silniej niż gzie indziej. Jeśli zatem żar, to intensywny żar życia, bezkompromisowej zgody na istnienie wbrew wszystkiemu, pisze. I nie można się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.
Rosiak spogląda na kilkanaście afrykańskich krajów i stara się zrozumieć ich historię i to jak mocno wpłynęła ona na obecny wygląd Afryki. Przygląda się zarówno ludobójstwie w Rwandzie jak i obecnej sytuacji politycznej w tym kraju i szuka powiązań, które ukarzą czytelnikowi mechanizmy funkcjonowania po takiej tragedii. Obserwuje Etiopię i zastanawia się jakie zaszły w kraju zmiany po obaleniu Haile Selassie I i jak na „Cesarza” Kapuścińskiego reagują Etiopczycy. Przygląda się współczesnemu Zimbabwe i rządom Roberta Mugabego. Nie przyjmuje żadnej postawy wobec tego co afrykańskie. Wychodzi poza konwenanse ukazywania słonecznego safari albo przymierających głodem dzieci. Odkrywa za to, że cała Afryka wciąż nosi znamiona kolonializmu, którym przesiąkła do cna. Ukazuje kompleks europy, tak powszechny w Afryce. To co kolonialne zdaje się być dla skolonializowanych przejawem elegancji, bogactwa. Chcąc odrzucić model aneksjonizmu, ludność pod zaborami staje na własne nogi, buntuje się i tworzy porządek w swoim państwie na wzór państwa które wcześniej je kolonializowało. Opowieści autora o Kongo czy Mali ukazują, jak kolonializm wpłynął na rozwój kraju. „Jądro Ciemności” Konrada to może i książka o utracie zmysłów w lasach Kongo. Tylko, że kiedy Kurt tracił zmysły, dzięki polityce kolonizatora, króla Belgów Leopolda II miliony Kongijczyków traciło ręce, nogi i inne części ciała, które żołnierze zabierali jako poświadczenie zabicia „wroga”. Jak sam Rosiak stwierdza , zbrodnie dokonane przez Leopolda w Kongo na przełomie XIX i XX wieku stanowią jedną z najczarniejszych kart we współczesnej historii ludzkości.
Dobrze, że książka Rosiaka została wznowiona w druku w momencie gdy obok na półkach sklepowych można kupić „Karawane kryzysu” Lindy Polman oraz „Głód” Martina Caporresa. Dzięki tym publikacjom można zrozumieć problem Afryki jakim jest skrajne ubóstwo, bieda i głód. Akcje humanitarne są potrzebne na świecie. Ale powinny być one prowadzone z głową, rozsądnie, z poszanowaniem beneficjentów, powinny dawać wędkę a nie ryby. Niestety często tak nie jest. Rosiak opowiada wielokrotnie o obozach dla uchodźców gdzie wielkie akcje humanitarne wspierane przez rządy Stanów Zjednoczonych, Rosji i innych mocarstw nie pomagają, a niweczą jakiekolwiek szanse na podniesienie się i odbudowę społecznej struktury państw rozwijających się.
Jeden z angolskich rozmówców autora stwierdza: Zachód nie potrafi myśleć o Afryce inaczej niż jako o niedorozwiniętym dziecku, którym trzeba się w nieskończoność zajmować. Bono, Bob Geldof, George Clooney, oni wszyscy tu przyjeżdżają by lizać nasze rany. Jest taki obrazek Afryki: twarz dwuletniej wychudzonej dziewczynki z wydętym brzuszkiem, zbyt wyczerpanej, by odgonić od twarzy muchy, z oczami błagającymi o pomoc. To „pornografia rozwojowa”, obraz Afryki potrzebny różnym organizacjom pomocowym do epatowania nim swoich sponsorów. Wojny, głód, nędza. Wy uważacie, że tylko taka Afryka istnieje, ale Chińczycy tak nie myślą […] dla nich Afryka to na pewno cos więcej niż obrazki ludzkiej nędzy rodem z „Jądra ciemności”. Oni przyjeżdżają tu robić biznes, a nie organizować akcje humanitarne, i obie strony wychodzą na tym doskonale.
Książka Rosiaka nie tylko rzetelnie obrazuje czarny ląd, ale jest przede wszystkim bardzo dobrze napisana. Czytanie jej naprawdę sprawia przyjemność. Autor zdawał sobie sprawę, że przyszli czytelnicy nie będą mieli wiedzy, ewentualnie taką w znikomym wymiarze na temat polityki czy historii Afryki. A mimo tego udało mu się stworzyć książkę, której czytanie sprawia przyjemność. Nawet pomimo nieznajomości tematu. Bo trzeba to przyznać, że mało kto potrafi powiedzieć o Nambi coś więcej niż to, że leży w Afryce, a o RPA że panował tam apartheid, oraz że są tam kopalnie diamentów. Po lekturze „Żaru. Oddechu Afryki” nie tylko stan wiedzy czytelnika się zmieni. Przede wszystkim zmieni się postrzeganie tego niezwykłego, różnorodnego kontynentu.