Artykuł
Strzelec wyborowy
„Kiler”. „Seksmisja”. „Vinci”. Machulski celnie strzela. I nie używa ślepaków. Tym razem atakuje literacko. 46 felietonów. Krótkich, kilkustronicowych. Każdy to inny wycinek życia. Wszystkie – jednakowo zajmujące. Pokazują jak hartowała się stal i dlaczego mały Julek chciał zostać wielkim filmowcem.
Fascynuje erudycja i wszechstronne oczytanie autora, jego wręcz obsesyjne przywiązanie do ortografii. Zgadzam się z opinią, że w wyniku epidemii dysleksji, jest ona przedmiotem bardziej martwym niż łacina. Podoba mi się nawyk ciężkiej pracy i przywiązanie do detali, które widać, gdy Machulski, jeszcze jako młody człowiek, ogląda we Wrocławiu sztukę Mrożka i ze zgrozą stwierdza, że aktorzy nie trzymają się tekstu.
Podoba mi się również umiejętność przewidywania, dzięki której autor fortelem wprowadza do telewizyjnej „Kobry” scenariusz amerykańskiego autora Jerry`ego McKee. I jak zadziwia środowisko, kiedy okazuje się, że tajemniczym scenarzystą jest sam Machulski. Albo jak namawia Paula Newmana, żeby ten zgodził się zostać członkiem filmowej federacji, założonej przez nastoletniego autora. Zdjęcie z dedykacją wisi w gabinecie w studiu Zebra, które Machulski założył.
Intrygują wreszcie opowieści zakulisowe. Śmieszno-straszna geneza wspaniałego debiutu fabularnego. Okoliczności powstania opowieści o uczciwym kasiarzu i nieuczciwym bankierze posłużyłyby za scenariusz „Vabank III”. Także pierwszy impuls do postania „Seksmisji”, gdy gdzieś w pociągu pod Koluszkami Machulski czyta o partenogenezie i wyobraża sobie świat bez mężczyzn.
Barwna to opowieść. Pełna ciekawostek z filmowego planu i historii, których zwykły widz nie ma prawa znać. Także powód do zazdrości dla wszystkich miłośników filmowego świata. Osobiście najbardziej zazdroszczę Machulskiemu, że widział na żywo Zbyszka Cybulskiego w „Kapeluszu pełnym deszczu” w Teatrze Wybrzeże w reżyserii Wajdy. Prawdziwy Hitman.