20 lutego 2014

Auschwitz Louisiana

Zapłakałem w kinie. Rzewnie i spontanicznie, żałobnie i wzruszeniowo, niepowstrzymane potoki łez mi się polały, a zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, nie tylko mnie chusteczek zabrakło, w ciszę na sali zaczęły się wdzierać aleatoryczne przedęcia pełnych nosów; jakby na widowni każdy się zmagał z nagłym przypływem wzruszenia i czekał na przyzwolenie, a kiedy już pierwsze smarknięcia dało się wysłyszeć, kiedy już szlochacz-sygnalista dał znak, można było oddać się zbiorowemu afektowi – mówię wam, kino zaczęło tryskać łzami jak jeden wąż (ogrodowy).

 

1212A potem dopytałem syna i innych młodocianych domatorów, co to się niepewnie czują odchodząc od laptopa, czy oglądając na małych ekranach tenże sam film zapłakali w tejże samej chwili – i owszem załkali, nie wytrzymali, zakapali sobie łzami klawiatury. Oto więc zanoszenie się niekontrolowanym płaczem podczas końcowych fragmentów „Zniewolonego” – kolejnego znakomitego filmu Steve McQueena, jest doświadczeniem zbiorowym. Można by ustalić, że począwszy od sceny z mydełkiem aż do finału ten obraz działa jak test psychologiczny – płaczesz, mieścisz się w empatycznej normie; przetrwasz na sucho, jesteś bezlitosny socjopata, świetnie się nadajesz do zarządzania korpoludkami, zrobisz karierę w windykacji czy co tam jeszcze. Scena z mydełkiem była ponad moje siły, choć jako człowiek pióra powinienem zapłakać znacznie wcześniej, kiedy uciemiężony przez los bohater nadaremnie wykazywał determinację i pomysłowość, by móc zaspokoić przejmujący głód pisania – właśnie pióra brakuje mu drastycznie, jako i atramentu. Piśmienność może mu przynieść zagładę, ale i ratunek – jako niewolnik musi udawać analfabetę, jak przystało na mówiącą małpę, pośrednie ogniwo ewolucji, nie wolno mu zanadto ubiegać się o status człowieczy, bo wyjęty jest spod praw ludzkich, wyczytać to on sobie może co najwyżej wyrok śmierci. Ale też tylko list sporządzony w ukryciu i jakimś cudem dostarczony na Północ, tam, skąd go porwano, może mu pomóc wydostać się z piekła.

 

Solomon Northup, człowiek wykształcony i uzdolniony muzycznie, głowa rodziny, w 1841 roku został porwany i przemycony przez handlarzy żywym towarem na Południe, po czym spędził dwanaście lat życia w anus mundi, w stanie Luizjana, doświadczając wszystkich upokorzeń, jakie mogą spotkać istotę ludzką, której się każe o swoim człowieczeństwie zapomnieć. Swój czas niewoli spisał, dając świadectwo najbardziej okrutnego i kompromitującego okresu w dziejach USA i, jak później w dwudziestowiecznej Europie twórcy literatury obozowej i łagrowej, udokumentował własne upodlenie, żeby zgroza ujrzała światło dzienne. Książka jest na półkach, jej adaptacja w kinach. Literatura krwią pisana; kino nie odwracające obiektywu od najboleśniejszych obrazów – jedno i drugie piekielne, piekielnie mocne, piekące duszę.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także