30 sierpnia 2013

Literatura pod specjalnym nadzorem

U zarania literackiej kariery McEwan tak namiętnie badał mroczne zakamarki ludzkich pożądań, że zyskał sobie miano „Iana Makabry”. Świetną „Słodką przynętą” angielski pisarz udowadnia jednak, że z dostępnych człowiekowi namiętności najbliższa jest mu miłość do literatury.

 

Ian McEwan nie jest prawdopodobnie autorem, którego nazwisko przetrwa wieki. Pisarze, którzy przeżywają swój czas, albo dokonują w literaturze jakichś estetycznych przełomów, albo wypracowują wyjątkowy, charakterystyczny styl, za którym podąża gromada akolitów. Twórczość McEwana nie ma wprawdzie tego rewolucyjnego potencjału, który pozwala osiągnąć pisarską nieśmiertelność, ale rzemiosło autora „Pokuty” jest naprawdę bardzo wysokiej próby. A cztery miliony sprzedanych przezeń książek dowodzą, że nawet w dzisiejszych czasach powieściowa fikcja wciąż może obronić się przed krwawą maligną czy pornograficzną dosłownością za pomocą klasycznych reguł literatury realistycznej: wierności szczegółowi, wiarygodności psychologicznej i pisarskiej mocy kreowania nowych światów.

 

Prozaik, który zna swoje rzemiosło

 

McEwan posiada bowiem talent w rzemiośle pisarskim pożądany, choć wcale nieczęsty – potrafi konstruować intrygujące fabuły. Niezależnie od tego, czy bierze się za moralną wycenę artystycznych ambicji (jak to zrobił w nagrodzonym Bookerem „Amsterdamie”), czy opisuje dramat małżeństwa, które straciło dziecko („Dziecko w czasie”), czy stroi sobie żarty z nowej gałęzi gospodarki, jaką stało się globalne ocieplenie („Solar”), umie przykuć uwagę czytelnika na długie godziny. Jego ostatnia powieść jest tego talentu doskonałym przykładem; można chyba nawet zaryzykować tezę, że pod względem fabularnych atrakcji McEwan poszedł w „Słodkiej przynęcie” dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Osią książki jest bowiem wątek sensacyjno-miłosny, którego nie powstydziłby się Ian Fleming: była studentka matematyki Serena Frome, pracownica MI5, brytyjskiego kontrwywiadu, wskutek swego zamiłowania do literatury wchodzi w świat szpiegów i tajnych operacji. Zostaje opiekunką pisarza Toma Haleya, który pod dyskretną pieczą służb – zupełnie nieświadomy tego faktu – ma stać się wraz z kilkoma innymi autorami intelektualną bronią dalekiego zasięgu na jednym z frontów zimnej wojny.

 

Angielski pisarz dla powieściowego efektu nie poświęca jednak ani zdrowego rozsądku, ani wymogów prawdopodobieństwa, jak to się często zdarza w tak zwanej literaturze gatunkowej. Wręcz przeciwnie – z imponującym pietyzmem odtwarza realia, w których funkcjonują jego bohaterowie. Jak niesie wieść, autor „Betonowego ogrodu” przy zbieraniu materiału do ostatniej powieści miał bowiem zasięgać języka na temat działania tajnych służb Jej Królewskiej Mości u Johna le Carré, poczytnego autora, a także niegdysiejszego pracownika brytyjskich tajnych służb, MI5 oraz MI6. Również koncept, by wplątać literaturę w wielką politykę, choć na pierwszy rzut oka zabawny, przewrotny i trochę – zwłaszcza ze współczesnego punktu widzenia – fantastyczny, nie jest wcale tak bardzo odległy od realiów, jak mogłoby się wydawać. Jedną z inspiracji dla powstania „Słodkiej przynęty” była bowiem historia tajnego finansowania przez CIA magazynu „Encounter”, który w realiach zimnej wojny miał stanowić intelektualną przeciwwagę dla częstych w środowiskach uniwersyteckich na Zachodzie sympatii wobec komunizmu.

 

Świat pogrążony w kryzysie

 

McEwan już nie raz udowadniał, że znakomicie czuje się w portretowaniu przeszłości, w odmalowywaniu historycznych realiów i obyczajowych osobliwości. Tak było na przykład w znakomitej, być może wręcz najlepszej jego powieści – „Na plaży Chesil”, przedstawiającej historię nieskonsumowanego małżeństwa dwojga ludzi dorastających w epoce, w której słowo „seks” pojawiało się wyłącznie w najbardziej plugawych ustach. I tak jest też w „Słodkiej przynęcie”, w której McEwan wiarygodnie przedstawia nie tylko emocje swych bohaterów, ale i z pietyzmem odtwarza stan brytyjskiego społeczeństwa anno Domini 1972.

 

Bo tematem powieści nie jest tylko emocjonująca gra prowadzona przez kobietę zakochaną w przydzielonym jej „obiekcie”, ale też rewolucja, która przeobraża postać dotychczasowego świata. Początek lat 70. XX wieku to bowiem w ujęciu McEwana czas wyłomów w kraju tradycyjnych wartości, społecznej segregacji, wyraźnych hierarchii, komunistycznego zagrożenia i męskiej dominacji. Wielka Brytania ze „Słodkiej przynęty” to nie państwo oszalałe na punkcie Beatlesów i rozpamiętujące zdobyte w 1966 roku futbolowe mistrzostwo świata, lecz kraj rozkładany aktami terroru ze strony IRA, kryzysem gospodarczym, zreglamentowanym dostępem do paliw i pracy. To rodzaj wstrząsanego tektonicznymi drgawkami międzyświata w momencie przełomu, kiedy stare i nowe wciąż się ze sobą ściera, a efekt tej walki pozostaje niewiadomy: „Uważano powszechnie, że zmierzamy ku czemuś fatalnemu, ale trudnemu do przewidzenia i niedającemu się uniknąć. Podejrzewano, że rozpadnie się «tkanka społeczna», ale nikt nie wiedział, co z tego wyniknie”.

 

W gruncie rzeczy więc „Słodką przynętę” da się też czytać jako tylko lekko zawoalowany autorski komentarz do współczesności. McEwan portretuje świat w stanie kryzysu – kryzysu ekonomicznego i kryzysu wartości – i z tego powodu niepokojąco przypominający naszą własną rzeczywistość. Lęki i światopoglądowa zawierucha, które opisuje angielski autor, mają bowiem wiele wspólnego z demonami prześladującymi współczesne społeczeństwa Zachodu – jakby niedoborowi paliw i bezrobociu towarzyszył rozkład sensu i wiary w cały projekt cywilizacyjny.

 

Literatura w literaturze. Fikcja i rzeczywistość

 

„Słodka przynęta” to również książka głęboko zanurzona w literaturze, ku uciesze co większych intelektualnych snobów można by wręcz określić ją mianem powieści metatekstualnej. Mnóstwo tu bowiem nie tylko odniesień do dzieł żyjących i nieżyjących już pisarzy, ale i literatury w literaturze; czyniąc jednym ze swych bohaterów pisarza, McEwan streszcza też kilka opowiadań swego protagonisty, które w rzeczywistości są wariacjami na temat utworów napisanych (choć nie zawsze opublikowanych) przez samego autora „Amsterdamu”.

 

Otrzymujemy więc także rzecz traktującą o naturze pisania, o trudnej do przeprowadzenia granicy między literaturą a źródłami, z których czerpie. Pozostając w przyjemnym autorskim cieniu, McEwan prowadzi mimochodem wykład na temat stosunku fikcji do rzeczywistości. Główna bohaterka powieści jest bowiem uwikłana nie tylko w skomplikowaną grę między prawdą swych uczuć a rolą, którą wypełnia, ale też zawieszona między rzeczywistością a literaturą, zmyśleniem i realnością. McEwan zdziera przed czytelnikiem zasłonę po zasłonie z dobrze wystudiowaną dramaturgią; nic tu nie jest do końca prawdziwe; nawet narratorka znajduje się jakby po dwóch stronach lustra naraz: jest okłamywana i okłamuje, opowiada tę historię i sama jest opowiadana. Granice między przemilczeniem, kłamstwem i szczerością są tu bardzo płynne, a jak czytelnik może przekonać się dzięki ostatniemu rozdziałowi – prawdziwemu popisowi lisiego kunsztu angielskiego twórcy – wręcz niedostrzegalne.

 

„Słodka przynęta” to zatem McEwan w doskonałej formie, powieść mocno wsparta o historyczne realia i osobiste doświadczenia autora, z świetnie i wiarygodnie zarysowanymi charakterami bohaterów (również tych, którzy przemykają przez powieść jakby mimochodem), a jednocześnie rzecz przewrotna i zaskakująca – prawdziwa pochwała literackiej fikcji.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także