10 maja 2013

Oblicza futbolu

Julian Barnes w nagrodzonym Bookerem „Poczuciu kresu” wymienia kilka umiejętności, które można opanować dzięki piłce nożnej: „jak okazywać wstręt ludziom w koszulkach o barwach przeciwnych, jak udawać kontuzję, jak się wysmarkać na murawę […] Jak być próżnym i przepłacanym i mieć najlepsze lata za sobą, zanim jeszcze człowiek zdąży pojąć, na czym polega życie”. Ale czy Anglicy nazwaliby wynaleziony przez siebie sport mianem „pięknej gry”, gdyby ich rodak się nie mylił?

Futbol już od dawna przestał być tylko rozrywką, a stał się jednym z motorów przemian naszego świata. I jak o każdym zjawisku globalnym, także o piłce nożnej można pisać na wiele sposobów, w różnym tonie i z różnych perspektyw: od strony historycznej, socjologicznej, ekonomicznej, a nawet tak, jak mają w zwyczaju robić to eksperci, a zwłaszcza ekspertki od wszystkiego, które uaktywniły się przy okazji Euro 2012 – bez znajomości rzeczy, za to hałaśliwie. Co więcej, każdy z tych punktów widzenia da się lepiej lub gorzej uzasadnić. I właśnie dlatego warto zauważyć, że choć na piłce nożnej znają się podobno wszyscy, to są i tacy, którzy znają się na niej nieco lepiej niż inni.

 

Należy do nich Michał Okoński, postać szczególna, zwłaszcza jak na polskie standardy. Mimo że wśród krakowskich inteligentów skłonność do futbolu nie jest niczym nowym, bo znakomicie i z pasją pisują o nim choćby Pilch i Bieńczyk, to nawet w tym nobliwym towarzystwie zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” i kibic londyńskiego Tottenhamu (choć nie jest pewne, czy kolejność nie powinna być tu odwrotna) wyróżnia się intensywnością piłkarskiego natręctwa. Efektem owego natręctwa jest blog „Futbol jest okrutny” i wydana właśnie przez Czarne książka pod tym samym tytułem. Książka – uprzedźmy fakty – wyjątkowa, nieporównywalna z niczym, co do tej pory napisano na temat futbolu w Polsce.

 

„Piłka nożna to element innego wszechświata, równie poważnego i stresującego jak praca, z takimi samymi zmartwieniami, nadziejami i rozczarowaniami, choć także sporadycznymi radościami. […] to nie jest forma ucieczki ani rozrywki, tylko odmienna wizja świata” – zauważył Nick Hornby w „Futbolowej gorączce”. Nad dziełem Okońskiego unosi się duch angielskiego pisarza, co nie dziwi, bo „Futbolowa gorączka” to piłkarska biblia, Wielka Księga dla każdego, kto miał (nie)szczęście złapać tę nieuleczalną chorobę. Bo i w ujęciu redaktora „Tygodnika Powszechnego” futbol to choroba, która jak inne nałogi porządkuje życia swych ofiar według pewnych schematów oraz rytuałów i stawia człowieka przed dramatycznymi wyborami. Nawet jeśli zrobimy godne teoretyka literatury zastrzeżenie, że Okoński konstruuje swoje pisarskie ego na potrzeby publiczności, to trudno nie odnieść wrażenia, że jego książka to rzecz bardzo osobista, sprawiająca czasem wrażenie niemal autoterapii. Stąd też zapewne uwagi, którymi redaktor „Tygodnika Powszechnego” od czasu do czasu dystansuje się od siebie samego: „Kocham futbol, ale najwyraźniej nie potrafię wypowiedzieć tego zdania bez zrobienia miliona zastrzeżeń, że oto macie do czynienia nie z całkowitym czubem, tylko przeciwnie, z inteligentem takim jak wy, który mówiąc i myśląc o futbolu, nie zamienia się bynajmniej w kibola”.

 

„Futbol jest okrutny” to jednak przede wszystkim pean poświęcony „pięknej grze”, rzecz o jej nieprzewidywalności, przewrotności, okrucieństwie i związanych z nią wzruszeniach, czyli tym wszystkim, co sprawia, że piłka nożna przekracza sport, stając się metaforą naszego życia. „Tę grę stworzył jakiś złośliwy demiurg mający gdzieś nasze oczekiwania, nadzieje i marzenia. Tu niczego nie da się przewidzieć ani zaplanować, nic nie jest przesądzone […] zawsze może być inaczej, niż się zapowiadało”. Okoński jest piłkarskim erudytą, czytającym futbol na poziomie niedostępnym zwykle nawet zagorzałym kibicom, badającym go z pasją, z jaką Nabokov obserwował żuczki, chrząszcze czy inne motylki. Rozbiera piłkarski spektakl na części pierwsze, snuje opowieści o sile emocji i przypadku, a choćby o policyjnym psie, który gryząc zawodnika Torquay, przyczynił się do utrzymania tej drużyny w lidze (nawiasem mówiąc – czwartej). Wiele miejsca poświęca też ciemnym stronom futbolowego szaleństwa, toczącym piłkę chorobom i związanym z nią niebezpieczeństwom, ale zarazem uparcie i z prawdziwie romantycznym brakiem rozsądku twierdzi, że piłka nożna „należy do rozrywek wyższego gatunku: może zmieniać widzów na lepsze, a nie zaspokajać ich najniższe instynkty”.

 

„Futbol jest okrutny” nosi więc w sobie ambicję piłkarskiego dzieła totalnego, które nie tyle skupia się na jakimś izolowanym fragmencie futbolowej rzeczywistości, co próbuje opisać – a choćby tylko zasygnalizować – proteuszową naturę piłki nożnej. Okoński pisze o futbolu jako o zniuansowanym, wieloaspektowym, mieniącym się odcieniami zjawisku, którego zracjonalizować w zasadzie nie sposób – i jest to metoda prawdopodobnie najlepsza ze wszystkich, którymi można się posłużyć w tym przypadku. Bo „Futbol jest okrutny” to nie książka o piłce nożnej – to książka o życiu, na które patrzy się przez pryzmat piłki. Między innymi dlatego każdy, kto będzie pisał o futbolu po Okońskim, będzie musiał się do jego książki odwołać.

 

***

Nie znaczy to oczywiście, że fani futbolu nie mogą ostatnimi czasy przebierać w mniej lub bardziej interesujących pozycjach, których głównym tematem jest piłka nożna i jej bohaterowie. Futbol tworzy wszakże zbyt wiele mitów i kompletnie nieprzewidywalnych narracji, a co za tym idzie, ma zbyt duży potencjał komercyjny, by w końcu nie zawładnąć światem. Powoli zauważają to również wydawcy. Także im udzieliło się przecież uniesienie związane z Euro 2012, nawet jeśli trzeba to zdanie opatrzyć zastrzeżeniem, że było to uniesienie w dużym stopniu kontrolowane przez księgowych.

 

W ciągu ostatnich kilku lat w księgarniach pojawiło się więc mnóstwo pozycji związanych z piłką nożną, głównie biografii i autobiografii najjaśniejszych gwiazd futbolowego firmamentu. Można by zacierać ręce, gdyby po lekturze tych „dzieł” często same nie opadały. Duża część z nich – dotyczy to zwłaszcza tłumaczeń – dowodzi bowiem, że wydawcy wciąż uważają, iż piłka nożna to rozrywka dla ledwo piśmiennych idiotów, którzy po trudzie składania literek do kupy, nie będą sobie jeszcze zawracali głowy wyławianiem z tej plątaniny jakiegokolwiek sensu. Trudno inaczej wytłumaczyć fakt, że w zdumiewającej większości przekładów tłumacze i czuwający nad całością redaktorzy brną przez skomplikowaną materię polszczyzny z wdziękiem kulejących kobył. Ta powtarzająca się praktyka doprowadza do tego, że wielu skądinąd świetnych książek nie sposób po prostu czytać po polsku bez refleksji nad samobójczymi i morderczymi skłonnościami wydawców.

 

Główną ofiarą tej procedury jest Patrick Barclay. Dwie przetłumaczone u nas książki cenionego na Wyspach dziennikarza – biografie Alexa Fergusona („Futbol cholera jasna!”) i Jose Mourinho („Anatomia zwycięzcy”) – to wielokrotny gwałt zarówno na polszczyźnie, jak i piłce nożnej. Biografii Portugalczyka właściwie nie sposób czytać, o ile nie ma się skłonności, które swoją nazwę wzięły od praktyk niejakiego Leopolda Sacher-Masocha. „Przy próbie asysty swojego obrońcy strzelił głową do własnej bramki” – takich zdań uświadczymy w biografii „The Special One” dziesiątki, choć to i tak nic wobec innego językowego rebusu: „Dzień po zdobyciu przez Chelsea tytułu strona internetowa BBC oferująca »udziały« w osobowościach sportowych, określane proporcjonalnie do cali zajmowanych przez nie na szpaltach gazet — Mourinho od paru miesięcy był najdroższy — wyceniła jego udziały na 132,04 funta”. Również z tłumaczenia „Futbol cholera jasna!” można dowiedzieć się osobliwych rzeczy, np. że „była cała grupa, która przyjechała z Glasgow i niektórzy byli szemrani”, albo że manager Manchesteru United „podszedł i prawie natychmiast weszli w związek”. Niestety, z tych samych powodów lektura nawet najciekawszych opowieści o pięknie i dramacie, które towarzyszą futbolowi niemal od jego początków, takie jak choćby książka pióra Ruya Castro „Garrincha. Samotna gwiazda”, mija się trochę z celem. „Całe wnętrze jego organizmu przeprowadzało rewolucję. […] Nie nadawał się nawet do tego, żeby przyjąć i przetrawić wszystkie te butelki, jakie jeszcze chciał wypić” – możemy przeczytać we fragmencie poświęconym ostatnim chwilom legendarnego brazylijskiego magika (choć z drugiej strony, obcując z takimi anomaliami, o ileż łatwiej wyobrazić sobie tragedię piłkarza, którego przeprowadzający rewolucję organizm zmuszony jest trawić butelki).

 

Z nieco innych przyczyn nie warto też specjalnie zaprzątać sobie głowy produktami – bo trudno tu mówić o książkach – które powstały, by spieniężyć amok nastolatków na punkcie boiskowych idoli. Defekty biografii Cristiano Ronaldo („Obsesja doskonałości”) i Leo Messiego (obie popełnił Luca Calioli) czy pozycji poświęconych Barcelonie („FC BARCELONA: Głos z szatni”, „Siła marzeń. Tajemnica sukcesu FC Barcelona”) zdradza tytuł pierwszej z tych książek – są to bowiem laurki, z których wylewają się hektolitry mądrości w rodzaju: „Gracz, który ma talent, jest pracowity oraz wie, co to poświęcenie, zawsze dotrze do celu” („Siła marzeń”).

 

Jeśli więc już czytać wydawane w Polsce książki poświęcone piłce nożnej, to bezpieczniej jest wybierać te pisane po polsku, nie narażamy się wtedy bowiem na cierpienia wyższego rzędu. Szczęśliwie o futbolu pisują u nas dziennikarze obznajomieni ze swoim fachem, choćby Stefan Szczepłek, publicysta „Rzeczpospolitej”, autor m.in. biografii Kazimierza Deyny i świetnej „Mojej historii futbolu”, czy Krzysztof Stanowski, który współtworzył autobiografie Wojciecha Kowalczyka („Kowal. Historia prawdziwa”) i Andrzeja Iwana („Spalony”). Zwłaszcza ta ostatnia pozycja to rzecz na poziomie, który zdarza się niezwykle rzadko – bardzo sprawnie napisana, do bólu szczera i autodemaskatorska historia upadku i wskrzeszenia piłkarza obdarzonego zbyt dużym talentem i narażonego na zbyt wiele pokus. Warto może jeszcze dodać, że to właśnie dzięki takim opowieściom zdanie napisane przez Michała Okońskiego: „piłka może być wspaniała, bo skłania ludzi do stawania się lepszymi” okazuje się mniej naiwne, niż mogłoby się na pozór wydawać.

 

Futbol w Polsce należy jednakże do dziedzin podejrzanych, a zainteresowanie nim, zwłaszcza w środowiskach inteligenckich, uchodzi za objaw nielichej aberracji. Prawdopodobnie dlatego tak rzadko zdarza się, by powstawały u nas, bardzo popularne zwłaszcza w świecie anglosaskim, analizy futbolu jako zjawiska kulturowego. Jeśli zdarzają się tu wyjątki, to – jak to z wyjątkami bywa – bardzo nieliczne. Należy do nich „Postfutbol. Antropologia piłki nożnej” Mariusza Czubaja, Jakuba Myszkorowskiego i Jacka Drozdy. Udała im się rzecz bardzo rzadko spotykana wśród akademików – trzej autorzy zdołali połączyć dyskurs naukowy z opowiadaniem intrygującej historii na temat ewolucji piłki nożnej od dżentelmeńskiej rozrywki studentów brytyjskich uniwersytetów do futbolowego spektaklu, w który angażują się miliony ludzi.

 

***

 

O piłce nożnej, jak widać, da się pisać najróżniej. Niech mi jednak będzie wolno na koniec powiedzieć, że najlepiej pisać o niej tak, jak to zrobił Michał Okoński – żarliwie, lecz panując nad emocjami, z niepokojem, ale i entuzjazmem, na poważnie, acz wzruszająco. Bo gdy już wszystko zostanie zanalizowane, szanse wyważone, na boisku zostaje to, co w futbolu najlepsze – wielka niewiadoma, gra przypadku, szczęścia, determinacji i uczuć, czyli to wszystko, co w wielkim skrócie zwiemy życiem.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także