19 listopada 2012

Rymkiewicz romantyczny

Rymkiewicz nie jest pisarzem, z którym łatwo się ułożyć. To twórca wybitnie niewygodny, przekorny, ostentacyjny, który dokłada starań, by irytować, drażnić, jątrzyć i wbijać szpile tam, gdzie to najbardziej nieprzyjemne.

Autor „Wieszania” nie tylko nie pasuje do współczesności, ale wręcz dokłada starań, by pasować do niej jak najmniej. Widoczną radość sprawia mu granie na nosie oponentom, niezależnie od tego, czy wadzi się z nimi na gruncie literaturoznawczym, czy wyzywa ich na ubitą ziemię, by pojedynkować się do krwi z powodów, nazwijmy to, polityczno-metafizycznych. Równie wielka, co kontrowersyjna trylogia, w skład której wchodzą „Wieszanie”, „Kinderszenen” i „Samuel Zborowski”, to przecież nie jedynie bardzo osobista rozprawa z polskością , głównie polskością współczesną, bardzo nie w guście Rymkiewicza. To właśnie projekt polityczno-metafizyczny.

 

Ów projekt nie każdemu musi przypaść do gustu, bo oparty jest na jakimś mętnym i niewysławianym mistycyzmie krwi, który ma nas, Polaków, spajać i wyróżniać spośród innych narodów. Rymkiewicz, klasycyzujący poeta przecież, jest jednak z ducha… romantyczny – i trudno orzec, czy jest taki, bo pół życia, albo i więcej, poświęcił badaniu twórczości naszych wieszczów, czy też odwrotnie: postawił sobie za cel przeniknięcie tajemnicy Mickiewicza i Słowackiego, ponieważ zniosła go w takim kierunku osobista skłonność.

 

Jakby tam z autorem „Zachodu słońca w Milanowku” nie było, literatura na tym zyskała – właśnie ukazała się „Głowa owinięta koszulą”, piąta część cyklu Mickiewiczowskiego, który zapoczątkował wspaniały „Żmut”, wydany w 1987 r. I nawet jeśli „Głowa…” to zaledwie zbiór przypisów do trzech wcześniejszych książek poświęconych wieszczowi, pozycja to godna uwagi, choćby dlatego, że można dzięki niej przekonać się, z jaką powagą i namiętnością równocześnie da się wciąż obcować z literaturą. Rymkiewicz z tymi, o których pisze, nie żyje bowiem w stosunkach właściwych dla relacji badacz — przedmiot badań. Pozostaje ze swoimi bohaterami – czy snuje rozważania o Mickiewiczu i Słowackim, czy o bytach, które ci przywiedli do istnienia na kartach swoich dzieł – w stosunkach zdecydowanie bardziej intymnych. Zagląda im w okna, do szuflad i łóżek, przegląda korespondencję i mało brakuje, by przyjrzał się i temu, w jakim stanie znajduje się ich bielizna. Pożycie Rymkiewicza z postaciami, które go fascynują, ma charakter nade wszystko uczuciowy; on je strofuje, wykłóca się z nimi, podziwia, innymi słowy — przydaje im istnienia, które odbiera im czas i zapomnienie.

 

Choć więc „Głowa owinięta koszulą” to dziełko sytuujące się na marginesie twórczości Rymkiewicza, zajrzeć do niego oczywiście należy. Nie tylko dlatego, że enfant terrible (choć to raczej zabawne nazywać autora „Wieszania” dzieckiem!) polskiej literatury współczesnej to wybitny stylista, dzięki któremu można przypomnieć sobie, jak brzmi polszczyzna wolna od infekcji anglicyzmów. Przede wszystkim trzeba sięgać po Rymkiewicza ze względu na sposób, w jaki traktuje on literaturę — jako przestrzeń, gdzie czas traci swój linearny charakter, jako miejsce spotkania z bytami, których istnienie zależy nade wszystko od naszej pamięci.