Rumuński melanż
Ach, ci Rumuni, jak oni to robią, jakże im nie zazdrościć? Nie nadążam z uczeniem się nazwisk, których miłośnik sztuki filmowej nie może zignorować – Mungiu, Jude, Serban, Netzer, Puiu…
Ach, ci Rumuni, jak oni to robią, jakże im nie zazdrościć? Nie nadążam z uczeniem się nazwisk, których miłośnik sztuki filmowej nie może zignorować – Mungiu, Jude, Serban, Netzer, Puiu…
Wydawcy w Polsce powariowali. Licytują się na arcydzieła, wieszczą dziesiątki, jeśli nie setki, wybitnych powieści. Chcecie Państwo nowego Prousta, Czechowa w spódnicy, polskiego Franzena, dzieła totalnego, nieporównywalnego z niczym innym? Nic prostszego, wystarczy, że zerkniecie na okładki opublikowanych ostatnio książek.
Choć często enigmatyczne, zdradzają więcej niż całe biografie. Autorzy piszą od serca, ale nie zawsze z podziękowaniem, dlatego obok wzruszających wyznań, można odnaleźć i cięte deklaracje.
Paul Auster to twórca lubiany i doceniany, choć raczej niezaliczany do pierwszej ligi amerykańskich prozaików. Nie został pisarzem-instytucją jak Roth, nie stał się autorem kultowym jak DeLillo czy choćby Palahniuk, nie odnowił amerykańskiej powieści jak Franzen. Trudno jednak odmówić jego twórczości indywidualnego rysu i spójności.
- Jak ja zrobię takie zdjęcie, to je kasuję jako nieudane, proszę pana - powiedziała dziarsko pani od kultury.