Literatura. Instrukcja obsługi
Książka Eagletona miała być „podręcznikiem dla czytelników”, ale w rzeczywistości jest rozczarowującą propedeutyką i zbiorem banałów. „Jak czytać literaturę” to instrukcja obsługi, z której lepiej nie korzystać.
Książka Eagletona miała być „podręcznikiem dla czytelników”, ale w rzeczywistości jest rozczarowującą propedeutyką i zbiorem banałów. „Jak czytać literaturę” to instrukcja obsługi, z której lepiej nie korzystać.
Jestem wielką fanką horrorów, szczególnie kultowych klasyków i klimatycznych slasherów z ubiegłego wieku. Uwielbiam, kiedy współcześni twórcy bawią się utartymi schematami i kliszami z tamtych produkcji puszczając oko do świadomego odbiorcy. Jednym z takich twórców jest, piszący pod pseudonimem, Riley Sager – autor takich tytułów jak „Ocalałe”...
Reportaż Anny Sulińskiej o polskich sportsmenkach, które fetowały olimpijskie sukcesy począwszy od lat sześćdziesiątych to – ujmując rzecz w dwóch słowach – opowieść o determinacji i dyskryminacji. Po debiucie „Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u” także w „Olimpijkach” autorka zajmuje się losami kobiet, pozostających w cieniu rzucanym przez sylwetki męskich bohaterów. A robi to barwnie i przejmująco.
Twórczość kreatora architektury obłędu i koszmaru z Providence na dobre zadomowiła się w komiksie, udowadniając jak idealnie skrojone jest dla niego to medium. Choć sam Lovecraft nie darzył zbyt wielką miłością innych firm sztuki poza słowem pisanym, to odnoszę wrażenie, że spodobałyby mu się Mity Ctulhu narysowane przez Alberto Breccia.
Przeciętny czytelnik zapytany, jakie zna książki C.S. Lewisa, odpowie: „Opowieści z Narnii”. Podobnie rzecz ma się z tekstami J.R.R. Tolkiena. Większość zna „Władcę pierścieni” oraz „Hobbita”. Kto z was te powieści przeczytał, a kto widział tylko filmy na ich podstawie? Jeśli jednak jesteście oczarowani prozą Lewisa, zachęcam do sięgnięcia po inny jego tytuł, dedykowany Tolkienowi właśnie – „Listy starego diabła do młodego”.