25 października 2021

Zakochany – recenzja książki

Zakochany? Tytuł wprowadza w błąd. Ani narrator, opowiadający historię związku, ani kobieta, uczestnicząca w tej  przygodzie, nie wydają się pałać szczególnym uczuciem do swojego partnera. Dajemy się nabrać narratorowi, który usiłuje nam wmówić , że „Zakochany” to historia miłosna. Każdy z nas prawdopodobnie potrafi opisać stan zakochania – jedni jako najpiękniejsze chwile w życiu, a niektórzy jeśli nawet tak nie myślą to jednak, zdają sobie sprawę, że uczestniczą w czymś szczególnym. Zakochanie to szczególny  stan i kojarzymy go raczej z transem, oczarowaniem, oszałamiającym ogłupieniem. To uderzenie do głowy, zazwyczaj nagłe i prowadzące do pewnego rodzaju wyczerpania fizycznego i psychicznego. To tyle z definicji, a resztę każdy dośpiewa sobie sam, byle tylko nie korzystać z podpowiedzi Alfreda Hayesa, bo na podstawie „Zakochanego” nie da się opisać tej „choroby” duszy.

Bohaterowie Hayesa biorą udział w jakiejś szarpaninie i wydaje im się, że tworzą związek miłosny, a nawet wyznają sobie miłość, co nie pokrywa się kompletnie z ich czynami i myślami.

A jednak oboje podejmują dziwną grę w związek, lgną do siebie, przeżywają emocje, dzięki którym potrafią wmówić sobie  przywiązanie. To oszuści – zarówno tytułowy zakochany jak i jego piękna partnerka udają zakochanie, ponieważ są bezgranicznie samotni i wzajemne towarzystwo nadaje sens ich życiu – mogą wreszcie oddać się czemuś całkowicie, uzasadnić codzienne wstanie z łóżka.

Nie wiemy do końca kim jest bohater, skarżący się nieustannie i przeżywający ten nieudany romans z pozycji porzuconego i oszukanego. Mieszka w hotelu i prawdopodobnie zajmuje się pisaniem. Możemy wyobrazić sobie, że to sam  autor postanowił opisać swoją przygodę z kobietą, a ponieważ miał talent do pisania scenariuszy filmowych, opowieść przypomina czarno biały film z Nowym Jorkiem w tle.

Alfred Hayes urodził się w Londynie w roku 1911 i w wieku trzech lat wyemigrował do USA. Wbrew oczekiwaniom  rodziny, postanowił zostać poetą. Był kurierem, kelnerem a nawet przemytnikiem, pisał wiersze do lewicowych czasopism z pozycji zbuntowanego komunisty.

W czasie wojny pracował w służbach specjalnych, stacjonował w Rzymie przez dwa lata i wówczas napisał trzy powieści, ale to znajomości z Roberto Rosselinim  i Victorio de Sica zaważyły na jego sukcesach w branży filmowej. Współpracował przy słynnych „Złodziejach rowerów” a nawet był nominowany do Oscara.

W swoich powieściach balansuje w pokazywaniu tematów politycznych,  wraz z perturbacjami psychologicznymi związków z kobietami. Hayes jest mistrzem w przedstawianiu egzystencjalnego niepokoju  i erotycznych  uzależnień, dzięki czemu stał się specjalistą  powieści w stylu „noir”.

W „Zakochanym” widzimy nieprzyjazny Nowy Jork, miasto będące niemym świadkiem upokorzenia głównego bohatera i choć autor próbuje współczuć narratorowi, to jednak historia jest tak bezlitosna i żałosna, że nie ma w nas empatii dla losów mężczyzny, który ugania się za kobietą, którą pogardza i której nie chce oddać innemu, bo wtedy nie miałby już nic własnego.

Napisany w 1953 roku „Zakochany” to gotowy scenariusz filmu „noir”, gdzie wyobrażenia mężczyzny zamknięte są pomiędzy pożądaniem a pogardą do siebie za związek z femme fatale.

Przyglądanie się tej kobiecie  to bolesne zastanawianie się nad sensem jej egzystencji. Jej los zdaje się bardziej tragiczny od życia kochanka. Z nieudanego małżeństwa wyszła z córką, której pragnie zapewnić lepszą przyszłość, dlatego propozycja nieznajomego mężczyzny, proponującego tysiąc dolarów za jedną z nią noc, pomimo automatycznego odrzucenia, przyciąga ją  jak narkotyczny nałóg.

Nie łudźmy się, że dostaniemy   mroczną wersję filmu „Niemoralna propozycja”, tutaj raczej skłaniałbym się ku filmowej scenie z filmu Mika Nicholsa „Closer”, kiedy to Natalie Portman pyta osłupiałego Juda Law, gdzie jest ta miłość, która ich łączy, gdzie ona jest, nie można jej dotknąć, nie można jej poczuć. W powieści  Hayesa jeszcze bardziej nie widać tej miłości, a jedyne co obserwujemy, to żałosne próby odzyskania kobiety, której inny zaproponował dostatnie życie. Skuszona obietnicą nie wie, że ten bogaty Howard wcale nie zamierza jej poślubić, a zdobycie jej względów jest kolejną rozrywką, jak gra w golfa czy jeździectwo. Jej los przypomina stojącą zawsze przy  łóżku tacę z gnijącymi owocami.

Smutny narrator opowiada swoją historię pięknej kobiecie w hotelowym barze, jakby pragnął namówić ją do  odbycia z nim kolejnej przygody z tragicznym finałem, nie zdając sobie nadal sprawy z tego, że nie potrafi dać kobiecie tego wszystkiego, czego ona od niego oczekuje. On jest tylko przeraźliwie smutny i przegrany, a z tymi przymiotami wzbudza jedynie litość.

„Zakochany” wydaje się być świetnym materiałem na film, ale wymagałby do tego reżysera w osobie Ingmara Bergmana, który do tego potrafiłby oddać melancholię mrocznego miasta.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także