Recenzja
Aleja Narodowa, czyli rzecz o prawdziwych Czechach
Uderzający w oczy czerwony kolor, wściekły wilk i tytuł – „Aleja Narodowa”. Już sama okładka uświadamia czytelnika, że książka będzie agresywna. Rudiš w przekolorowany, sztuczny, egzaltowany sposób przedstawił rozerwanie narodowe i światopoglądowe Czechów. Próbował wytyczyć granicę między przywiązaniem do ojczyzny a skrajnym nacjonalizmem. Patriotyzm w Czechach to bardzo trudna kwestia, tłumiona przez lata, czy to pod jarzmem Austro-Węgier, okupacji hitlerowskiej, czy później komunistów.
Główny bohater – Vandam – w postaci monologu, licznych wykrzyczeń, manifestuje swoje obawy, wątpliwości i przekonania. Podnosi wyprostowaną prawą rękę i głosi wielkość Czechów. Ale tłumaczy się salutem rzymskim, samego siebie zaś nazywa Rzymianinem. Gardzi wzruszeniami. Ale uważa, że trzeba czytać książki i je przeżywać. Sam jest bardzo emocjonalny i zakochany. Wyciera sobie twarz honorem. Ale nie stroni od kłamstw. Często powtarza, że jest tolerancyjny. Ale póki ktoś mu nie wadzi. I tak dalej, i tak dalej…
Wiele o nim samym mówi jego pseudonim. Pochodzi od belgijskiego mistrza filmów akcji Jean-Claude Van Damme’a, którym Czech się fascynuje, ogląda po setki razy VHS z filmami, w których aktor swoją niebywałą siłą i techniką potrafi położyć na łopatki kilkunastu wrogów naraz. Najlepszymi rozrywkami Vandama są bójki w knajpach, w czasie których przez chwilę może poczuć się jakby był na planie filmu. Podczas jednej z takich sytuacji, niewinne, patriotyczne okrzyki zgromadzonych w pubie przeradzają się w kipiący nienawiścią, ksenofobiczny, tragiczny chór. Ta scena chyba najmocniej pokazuje, jak cienka granica dzieli przywiązanie do ojczyzny od szowinizmu.
W przypadku pochodzenia Czechów skandujących rasistowskie hasła, trudną kwestią jest fakt, że wielu z nich ma wśród swoich przodków Polaków, Niemców, Żydów, Cyganów, Austriaków. Z racji położenia geograficznego i historycznych zawirowań politycznych, w Czechach multikulturowe społeczeństwo zawsze było obecne. Czesi przeżyli praktycznie wszystkie formy ustrojowe, zatrzymując się na próbie przyswojenia europejskiej demokracji. W obliczu wolności starają się określić, w którą stronę chcą podążać i co tak naprawdę oznacza być Czechem. Mimo silnej konfrontacji ze stereotypami, walki o swoją odrębną identyfikację, ojciec Vandama i tak najlepiej czuje się, gdy na stole leżą knedliki i piwo, a w telewizji leci niezbyt angażująca intelektualnie czeska komedia.
„Czech pokonał Czecha. Spoko. Nie pierwszy, nie ostatni raz. Czesi są mądrzy. Nie mówię, przemądrzali, tylko mądrzy. I tak w kółko. Jesteśmy rozerwani na pół. Jesteśmy Europejczykami. Jesteśmy Antyeuropejczykami. Jesteśmy wkurwieni. Szczerzymy się. Jesteśmy rozgoryczonymi patriotami. Jesteśmy lewakami. Nie chodzimy do kościoła. Ale wierzymy w świętego Mikołaja. Zawsze jesteśmy gdzieś tylko do połowy.”
Ten fragment najlepiej podsumowuje książkę i zamyka wątpliwości o czym jest najnowsze dzieło Rudisa.
„Aleja Narodowa” to książka dynamiczna, brutalna, po której czytelnik czuje się jak po biegu z przeszkodami. Na szczęście sprinterskim, ledwie 160-stronicowym. Taki jednorazowy strzał, na raz, do refleksji. Szybkiej, ale konkretnej. Rudiš w swojej najnowszej książce nie szczędzi nikogo, a jego bohater, skupiający w sobie fobie, obawy, nadzieje, uprzedzenia i rozerwanie narodowe Czechów, po trupach dąży do celu. Tylko pozostaje pytanie. Jakiego?