8 lipca 2021

Glatz. Zamieć – recenzja książki

Wrocław ma Marka Krajewskiego, Lublin zaś Marcina Wrońskiego. Trzecim tomem „Glatz” na retro-kryminalną mapę Polski, w okolice Kłodzka, szturmem wpisał się Tomasz Duszyński. Choć zwykło się mówić: „do trzech razy sztuka”, to w tym przypadku bardziej adekwatne są słowa Mercedes Lackey – „jeden raz to przypadek; dwa, zbieg okoliczności. Ale trzy razy to już spisek”. 

Zaczyna się od mocnego uderzenia – na szczycie Śnieżnika, w dziś już nieistniejącej wieży im. cesarza Wilhelma I, górski przewodnik znajduje zwłoki. Ciało zostało w okrutny sposób okaleczone, a sposób dokonania zbrodni nie wygląda na robotę amatora. Tego samego dnia w pociągu zostają znalezione zwłoki cenionego profesora, który miał pomagać w rozwiązywaniu śledztwa. Z wiadomości przekazanej w formie dedykacji w książce, morderca przedstawia się jako Rübezhal, znany z lokalnych legend Duch Gór. Sprawę przejmuje, dobrze znany z poprzednich dwóch części „Glatz”, nadwachmistrz Koschella, który od jakiegoś czasu stoi na czele Kłodzkiego Wydziału Kryminalnego.

Tym razem Duszyński daje na chwilę odpocząć mieszkańcom tytułowego Glatz (Kłodzka). W poprzednich dwóch odsłonach cyklu brutalne zbrodnie nawiedzały to niezbyt duże miasto, jednak tym razem autor przenosi ciężar fabularny w stronę gór, konkretnie Sudetów Wschodnich.

W powieści Duszyńskiego po raz kolejny, niczym leitmotiv, pojawia się kapitan Wilhelm Klein. Nie prowadzi śledztwa ani nie jest jedną z głównych postaci. Klein działa nieszablonowo i tajemniczo, niczym duch, pojawia się i znika. Prowadzi własną grę, co nie pozwala wykluczyć go z grona podejrzanych. Kreacja tajemniczego śledczego znów staje się najmocniejszym punktem powieści. Duszyński znakomicie prowadzi postać, której przeszłość i okoliczności obecności w układance są niejasne, a ich żmudne odkrywanie okazuje się kluczowe do rozwiązywania kolejnych zagadek. 

Fabuła powieści „Glatz. Zamieć” jest bardzo gęsta, a wartkości dodaje rozłożenie akcji zaledwie na kilka dni. Duszyński prowadzi narrację odsłaniając kolejne wątki w formie krótkich, czasem nawet jedno-dwustronicowych fragmentów. Przedstawia krótkie sceny, przez co konstrukcyjnie fabuła przypomina budowę filmu lub odcinka serialu, który w założeniu ma trzymać widza w napięciu.

Już na pierwszych stronach powieści pojawiają się fragmenty, w których czytelnik poznaje działania Rübezhala. Rozwiązanie fabularne, którego używa Duszyński przywodzi na myśl zabieg wykorzystany w jednej z najgłośniejszych powieści Henninga Mankella. Szwedzki pisarz w powieści „O krok” niemal na samym początku książki przedstawił punkt widzenia sprawcy zbrodni. Podobnie jest w trzeciej części „Glatz”, gdzie czytelnik śledzi poczynania Ducha Gór – Rübezhala. 

Nie można zapomnieć o istotnym tle historycznym. W „Glatz” Duszyński pisze o kryzysie zżerającym Republikę Weimarską, choć więcej o tym mówi się w Berlinie, niż na obrzeżach Republiki, gdzie ludzi mniej obchodzą sprawy wewnętrzne kraju. Choć jest dopiero początek lat 20., to w powietrzu już czuć echa zbliżającej się katastrofy. Niemcy, mówiąc delikatnie, na są zadowoleni z postanowień traktatu wersalskiego. Mieszkańcy Glatz i okolic dowiadują się z gazet o Adolfie Hitlerze, który w Monachium zbiera coraz większą rzeszę sympatyków. „Glatz. Zamieć” to retro-kryminał idealnie skrojony na miarę. Ciężko się tu do czegoś przyczepić. Jest brutalna zbrodnia, wątek historyczny, romans, borykający się z własnymi problemami śledczy i zagmatwana intryga.

Nie jestem czytelnikiem przesadnie zwracającym uwagę na prawdopodobieństwo wszystkich zdarzeń przedstawianych w powieściach. Wydaje mi się jednak, że Duszyński dosyć luźno podszedł do kwestii poruszania i komunikowania się bohaterów książki. Radykalnie spłaszczył i wyeliminował wszelkie opóźnienia i zgrzyty, skupiając się na opisie i konstrukcji głównego wątku. Bohaterowie przemieszczają się między Wrocławiem, Kłodzkiem i szczytem Śnieżnika bardzo płynnie. Zbyt płynnie. Wszyscy są na czas, niemal zawsze są w pobliżu dzwoniącego telefonu, nie straszne im są duże wysokości i odległości. Nawet tytułowa zamieć nie przeszkadza w rozwiązywaniu śledztwa. Na początku powieści Duszyński wprowadza postać przecierającego szlaki przewodnika górskiego, który znajduje zwłoki na wieży im. cesarza Wilhelma I. Mężczyzna wychodzi na szczyt, by wychodzący na górę turyści nie zgubili się po drodze. Nawet on podkreśla, że warunki nie należą do najłatwiejszych. Świeże ślady szybko zasypuje padający śnieg. Tymczasem śledczy pokonują tę trasę niemal bezproblemowo. Jedyną przeszkodą na ich drodze okazuje się być powalone drzewo – jedna ze zmyłek skrupulatnie przygotowanych przez Rübezahla. Na dodatek nawet tę przeciwność losu daje się szybko usunąć. W czasie czytania książki zdarzało mi się w ogóle zapomnieć, że akcja rozgrywa się w zimie. 

„Glatz” z pewnością powróci. Nie ma się co łudzić, że Duszyński dopiero się rozkręca. Myślę, że nikogo nikomu nie zepsuje zabawy informacja, że w „Zamieci” dochodzi do kolejnych przetasowań kadrowych w Kłodzkim Wydziale Kryminalnym. Choć w trzecim tomie Duszyński spakował wiele wątków nawiązujących do poprzednich części, to śmiało można „Zamieć” czytać bez ich znajomości.

 

 

 

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także