21 czerwca 2020

Holenderska dziewczyna – recenzja

10 czerwca nakładem Wydawnictwa Relacja ukazało się tłumaczenie, wydanej w 2010 roku, „Holenderskiej dziewczyny”, powieści, za którą Marente de Moor otrzymała Europejską Nagrodę Literacką oraz AKO Literatuurprijs – najważniejszą nagrodę literacką w Holandii.

Główną bohaterkę powieści, osiemnastoletnią Jannę, poznajemy w 1936 roku. Dziewczyna jest swego rodzaju symbolem, ma bowiem tyle lat ile pokój w Europie. Ojciec wysyła ją z rodzinnego Maastricht do Raeren pod Akwizgranem, gdzie ma uczyć się szermierki pod czujnym okiem niemieckiego barona Egona von Böttichera. Ma do przejechania zaledwie kilkadziesiąt kilometrów, jednak diametralnie zmienia się atmosfera wokół niej – trafia do spokojnej rezydencji na peryferiach. Sielankowa atmosfera tego miejsca zdaje się być efemeryczna, bowiem w powietrzu czuć zapach zbliżającej się wojny. Niemcy się zbroją, w radiu słychać doniesienia o kolejnych imperialnych dążeniach Hitlera, a odwiedzający Egona goście witają się rzymskim salutem i rozprawiają o konieczności zjednoczenia się wszystkich Germanów.

Podobnie jak Janna, początkowo nie wiemy co łączy Jacqa, jej ojca, z Egonem. Gospodarz jest bardzo tajemniczy, nie okazuje emocji, choć dziewczyna od początku wyczuwa, że ten kryje w sobie ból i niepokój. Janna szybko orientuje się, że nie trafiła do Raeren przypadkiem. Jej przypuszczenia zaczynają się potwierdzać, gdy w jednym ze schowków odkrywa listy, które w czasie I wojny światowej gospodarz wymieniał z jej ojcem. Co ciekawe, wśród nich znajdują się również listy nigdy nie wysłane. Czytając je razem z bohaterką odkrywamy przeszłość obu mężczyzn, co powoduje, że książkę czyta się jak dobry kryminał. Retrospekcje w postaci listów czytanych przez Jannę nadają książce pewien rytm. Dziewczyna uświadamia sobie, że tak naprawdę niewiele wiedziała o swoim ojcu. Jacq, niezależnie od tego czy w pełni świadomie czy nie, wykorzystał ją w bardzo dziwnej rozgrywce między nim z Egonem. Ojciec na pewno nie przypuszczał, że między jego córką i starym znajomym, oprócz relacji mistrz-uczennica, może nawiązać się również erotyczna więź. Dwubiegunowa relacja Egona z Janną przywodzi na myśl związek Reynoldsa Woodcocka z Almą, z wybitnego filmu Paula Thomasa Andersona pt. „Nić widmo”.

„Holenderska dziewczyna”  – to uniwersalna opowieść, którą momentami czyta się jak baśń. Mamy tu młodą dziewczynę, która pod wpływem nowej sytuacji przechodzi przemianę, poznaje świat, kształtuje swój charakter i dojrzewa. Odkrywa także swoją emocjonalność, odmienność, a przede wszystkim buzującą młodzieńczą namiętność. Konfrontuje się z rzeczywistością, odkrywa, że wszystkim wokół doskwiera samotność – jej ojcu, gospodarzowi, domowej służbie.

Pełno tu również symboliki. Już sam tytuł można odczytywać dwuznacznie – „Nederlandse maagd” da się przetłumaczyć jako „holenderską dziewicę”. Tak mówiono o Holandii, która w trakcie I wojny światowej utrzymała neutralność, w pewien sposób, przez swoją bierność, zachowała swoje dziewictwo. Teraz znów stanie przed trudnym zadaniem poddania się naporowi nazistów i opowiedzenia się po jakieś stronie. Autorka przyznała w wywiadzie, że Holendrzy nie żyją na co dzień swoją historią, dlatego zdziwił ją sukces powieści. Uniwersalność tej opowieści polega również na tym, że w różnych krajach można tę historię odczytywać na inny sposób.

Wreszcie szermierka będąca leitmotivem i punktem wyjścia powieści. To ona spaja bohaterów z przeszłością i odwrotnie. Wokół niej toczy się życie w rezydencji Egona. Treningi wyznaczają pewien rytm – domownicy i służba muszą się do nich dostosować. Uprawianie szermierki wiąże się też z pewnymi rytuałami, zwyczajami i dyscypliną – Janna z czasem uświadamia sobie, że dyscyplina uprawiana przez Egon jest w pewnym sensie odzwierciedleniem jego natury – obsesyjnego przywiązania do symetrii i porządku. Szermierka to sport konfrontacyjny – naprzeciwko siebie stają zamaskowani zawodnicy mający równe szanse – stoją w symetrycznym polu, oddzieleni linią, na czas walki stają się dla siebie anonimowi. Najważniejszy jest balans, opanowanie go bądź jego utrata, decydują o ostatecznym rozstrzygnięciu pojedynku. I w gruncie rzeczy o tym jest „Holenderska dziewczyna” – o nieodwracalnych konsekwencjach zaburzenia balansu. Jak w prawdziwym pojedynku na śmierć i życie i jak z bezpowrotną utratą dziewictwa.

Marente de Moor wprowadza nas w świat szermierki, przedstawia genezę tego sportu, skrupulatnie opisuje stroje, przybliża sylwetki teoretyków dyscypliny i słynnych szermierzy, jak choćby Helene Mayer, złotej medalistki Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie. W książce pojawia się wiele specjalistycznych nazw, zwyczajów i zasad pojedynkowania się.

„Holenderska dziewczyna” to wciągająca opowieść inicjacyjna, w której młodość, świeżość i niewinność zderza się z życiowym doświadczeniem, pokorą i traumą przeżytej wojny. A także o strachu przed wybuchem kolejnej.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także