Recenzja
Bezbłędne wielbłądy
Tytuł książki Aleksandry Boćkowskiej nawiązuje do modnej w PRL-u sukienki ze wzorem w wielbłądy, której różne postacie ze świata kultury przypisują odmienne pochodzenie. Zaprojektowała je Barbara Hoff czy Pierre d’Alby? Ktoś musiał popełnić błąd w zeznaniach. Bezbłędna jest za to książka, w której autorka w fascynujący sposób przybliża nie tylko powojenną historię mody.
„To nie są moje wielbłądy” to pozycja obowiązkowa także dla tych, których interesują realia epoki PRL-u. Boćkowska przedstawia je jakby mimochodem, gdzieś pomiędzy koszulami „taillert sznyt”, tabelą rozmiarowzrostów a kurtką z teksasu na kolorowym misiu. Autorka wyraźnie zaznacza, że moda jest ważna wtedy, gdy o coś walczy. W szarych czasach PRL-u walka o szykowny ciuch wynikała z pragnienia poprawiania rzeczywistości, dlatego moda tamtego okresu jest tak ciekawa.
Autorka opisuje ją z dwóch perspektyw. W książce znajdziemy barwne wspomnienia i anegdoty ludzi, którzy zawodowo zajmowali się modą: projektantów, grafików, dziennikarzy, modelek, aktorów. Bliżej poznamy zatem Jadwigę Grabowską, dyrektorkę „Mody Polskiej”, Barbarę Hoff, projektantkę i założycielkę firmy „Hoffland” czy Romana Cieślewicza, grafika i dyrektora artystycznego magazynu „Ty i Ja”. Rozdział poświęcony temu czasopismu, które dziś nazwalibyśmy lifestyle’owym, jest chyba najlepszy, choć trudno wybrać między nim a opisem wcześniejszej epoki: złotych czasów Tyrmanda, Hłaski i „Do widzenia, do jutra”. Na drugim planie książki przeczytamy o tym, jak wyglądała moda z punktu widzenia zwykłego obywatela, który chadzał wyszperać to i owo na „ciuchach” czyli na bazarze na placu Szembeka w Warszawie czy placu Nankiera we Wrocławiu.
Gdyby tego wszystkiego było mało, książka jest pięknie wydana i bogato ilustrowana zdjęciami z polowań na odzieżowe hity, pokazów mody i wycinkami z gazet: głównie „Przekroju” i wspomnianego już „Ty i Ja”. „Wielbłądy” to lekka i przyjemna lektura o ludziach minionych epok, niepozbawiona jednocześnie ciekawego tła obyczajowego. Książkę Boćkowskiej po prostu chce się czytać, nawet jeśli bardziej niż sukienka w wielbłądy pasują nam dżinsy i t-shirt.