Recenzja
„Chciałem być marynarzem…”
Fantazja dziecka nie ma granic. Jest jak czysta kartka, którą ono może dowolnie zamalować, nie dbając o perspektywę, równe linie, czy nie kolorowanie poza krawędzie. Dzieci chłoną każdego rodzaju opowieści, przyswajając je na swój własny sposób. Dominika Słowik, w swojej debiutanckiej książce „Atlas: Doppelganger” ukazuje czytelnikowi świat dziecięcej fantasmagorii, która wyrosła na szarym, śląskim blokowisku w okresie transformacji.
Historie przygód dziadka, który dla górniczego kilofa porzucił siatki rybackie, jest główną osią powieści, ale ważniejsze niż jego niezliczone przygody jest to w jaki sposób dwie małe dziewczynki je odczytują. Dla nich historie podróży przypominają współczesne przypowieści biblijne, gdzie zamiast prawych żon mamy portowe ladacznice, a zamiast szlachetnych i odważnych mężów zapijaczonych marynarzy. Całość rozgrywa się pośrodku szarego, brudnego blokowiska, gdzie na każdym rogu widać, że proces transformacji wciąż trwa. Dziewczynki przystępują do pierwszej komunii ubrane w kiczowate alby, wyprawa do supermarketu jest jak uduchowione nabożeństwo, a kolorowe lampki zawieszone na balkonie w czasie Bożego Narodzenia to jest lans i udowodnienie przed sąsiadami swojej wysokiej pozycji w społeczeństwie.
W tym świecie wszystko co inne, egzotyczne czy ZAGRANICZNE to portal do innego świata. Zupełnie nieprawdopodobnego, wykraczającego poza naszą racjonalną wyobraźnię. Tylko dwie małe dziewczynki, wierne słuchaczki Dziadka Anny są w stanie w pełni zrozumieć istnienie tego mikrokosmosu. Słuchając opowieści staruszka, mętne blokowisko jawi się dziewczynkom jako kolorowe wyspy rozsiane na bliżej nieokreślonych międzynarodowych wodach.
Czy główny bohater – dziadek, nie jest tytułowym doppelgangerem, czy jego historie nie wywołują w słuchaczach silnej potrzeby podróży, doświadczenia przygody życia? Dzięki tym opowieściom i dziadek, i dziewczynki płynął po otwartym morzu, walcząc z morskimi stworami, wyznaczając kurs statku i odwiedzając coraz nowsze, dziwniejsze porty. A to wszystko nie wychodząc z małego, spółdzielczego bloku pośrodku hałd węgla.
Wydawnictwo zachwalało książkę jako „transowy debiut”, gdzie odradza się „Macondo i zarazem Ulica Krokodyli”. Czy można Słowik porównywać do Schultza czy Márqueza? Może to trochę za daleko idące porównanie, ale jedno jest pewne, Dominika Słowik w genialnie metaforyczny, lekki a zarazem sugestywny i wręcz brudny sposób oddaje świat mechanizmów dziecięcej pamięci, wyobraźni, w które głęboko wbite są smak gumy kulki za 10 gr oraz oranżady w szklanej butelce.
To nie ważne, że akcja rozgrywa się na śląskim osiedlu. Czytelnik z pokolenia współczesnych 20-30-latków, czytając tę książkę będzie czuł, że autorka razem z nim biegała po placu zabaw i bawiła się w chowanego.
„Atlas: Doppelganger” to podróż. Dla jednych w świat fantazji, dla innych w świat dzieciństwa, dla kogoś innego w przełom lat 80 i 90. A podróż to „poszukiwanie miejsca nie tyle lepszego od tego, z którego się wyrusza, lecz przede wszystkim, w jakimś sensie właściwego”.