Recenzja
Czary i mary Bieńczyka
„Jabłko Olgi, stopy Dawida. Eseje i jesienie” to pierwsza książka Marka Bieńczyka od czasu otrzymania nagrody literackiej Nike. Jest to dojrzały zbiór esejów, w którym różnorodność podejmowanych tematów łączą zachwyty, którym ulegamy i momenty grozy, od których pragniemy uciec.
Trzeba przyznać, że tom „Jabłko Olgi, stopy Dawida” jest dużo spójniejszy od nagrodzonej nagrodą Nike „Książki twarzy”. Prozę eseistyczną spaja tym razem powracająca narracja o tytułowych bohaterach –zagadkowej Oldze (którą poznaliśmy już w tomie „Przeźroczystość”) i równie tajemniczym Dawidzie (najprawdopodobniej ocalałym z Holocaustu). Bieńczyk wykorzystuje sprawdzoną formę łączenia fikcji z esejami oraz melancholijną estetykę. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wypracował swą autorską, niepodrabialną formułę pisarską i dopracował ją do perfekcji. Mieszają się tutaj różne typy wypowiedzi –krótkie fragmenty prozy, wspomnienia, klasyczne eseje literackie. Bieńczyk nieustannie balansuje między prawdą a zmyśleniem, esejem a fikcją. W swojej twórczości praktykuje prozę melancholijną – prozę, która nie zachowuje czystości gatunkowej.
Czytelników Bieńczyka raczej nic nie zaskoczy – „Jabłko Olgi, stopy Dawida” to kontynuacja ulubionych i bliskich autorowi tematów. Znajdziemy tutaj eseje futbolowe, literackie i melancholijne. Choć nie jest to książka konfesyjna, nieco więcej tym razem osobistych historii i nieomal intymnych wyznań. Są tutaj wzruszające fragmenty o depresji matki oraz wspomnienia z dzieciństwa.
Banałem jest mówić o erudycyjności Bieńczyka, jednak lekkość i sprawność pisania o najrozmaitszych tematach jest rzadko spotykana. Wielka sztuka miesza się tutaj z popkulturą i obserwacjami codziennych zdarzeń. Wielkość polega na tym, że Bieńczyk potrafi pisać o wszystkim, a eseje w jego wykonaniu to literatura najwyższej próby – każdy z nich stanowi małe arcydzieło sztuki pisarskiej.
Widać tutaj rasowego pisarza i eseistę, który fascynująco i błyskotliwie pisze na każdy temat – bez względu na to, czy będzie to wysoko artystyczna proza, malarstwo Edwarda Hoppera czy pierwsze filmowe miłości (esej „Dobre wróżki”). Rozpiętość tematyczna jest rzeczywiście ogromna – mamy tutaj esej o Winnetou, piłce nożnej, rysunkach Sempégo, twórczości Nervala i Prousta, eseje o ucieczkach rzeczywistych i literackich (wybitne „Wyjście Czejenów”), a także pełny ciekawostek tekst o otyłości w literaturze.
Nie pierwszy raz Bieńczyk fetyszyzuje książki i literaturę – w cyklu tekstów „Książki pierwsze” powraca do lektur z młodości, pierwszych zachwytów i ulubionych autorów. Pod jego piórem odkrywamy chłopięce lektury, popularność książek Edmunda Niziurskiego i Adama Bahdaja. Lekkość i uwodzicielskość z jaką pisane są teksty „Szczęśliwa jedenastka” czy „Stawiać na Ciamciarę” plasują Bieńczyka w czołówce najlepszych eseistów.
Patronów najnowszego tomu esejów Bieńczyka jest co najmniej kilku. Nie jeden raz w nowym zbiorze, a także poprzednich tekstach autora, pojawia się Emil Cioran. Właśnie od niego może pochodzić określenie świetnie pasujące do tomu „Jabłko Olgi, stopy Dawida”: „ćwiczenia z zachwytu”. Formuła jest tutaj kluczowa – Bieńczyk spogląda uważnie nie tylko na to, co uderzające i dojmujące, lecz także drobne i przypadkowe. To, co łączy wszystkie eseje to dwa rodzaje uczuć. Najnowszy zbiór wyznaczają tytułowi bohaterowie. Olga oznacza zauroczenie, zachwyt, Dawid stoi po stronie mroku, zagrożenia, mary i ucieczki – obie perspektywy się przenikają i splatają. Nie ma tutaj żadnej metafizyki, Bieńczyk pisze z czułością, bez zbędnego patosu i pretensjonalności. Jest ponadto uczniem Milana Kundery, który w „Życiu jest gdzie indziej” opisuje chińskie kalesony Jaromila w czasie jego pierwszej miłosnej nocy.
Bieńczyk, podobnie jak czesko-francuski pisarz, przygląda się ludzkim gestom i twarzom. Drobne zdarzenia zostają rozpisane na kilka stron, a najdrobniejszy element zamienia się w czarującą, często nostalgiczną opowieść o utraconej historii i przeszłości. Tym razem pisze nie tylko o uderzeniu z byka Zinedine’a Zidane’a czy geście Kozakiewicza z igrzysk w Moskwie, lecz także o młodzieńczych gestach u starych ludzi. Do napisania przedostatniej książki zainspirowała Bieńczyka wrażliwość na punkcie twarzy, tym razem autor przyznaje się do obsesji na punkcie gestów – esej „Dłonie na wietrze” należy do jednego z najlepszych w całym zbiorze. Dotyk i pamięć cielesna grają taką samą rolę jak zmysł słuchu. Teksty zebrane w części „Gesty, kroki, dźwięki” to znakomite, popisowe fragmenty świadczące o dużym talencie obserwatorskim. Bieńczyk jawi się jako obserwator obsesyjny, który wobec przedmiotów swojego zainteresowania stosuje Barthesowskie punctum, o którym sam wspomina w eseju o malarstwie Edwarda Hoppera.
„Jabłko Olgi, stopy Dawida” to zmysł obserwacji, elegancja, szyk, a przy tym bardzo dużo frywolności literackiej i dezynwoltury. Bieńczyk imponuje oczytaniem, jednocześnie spuszcza z tonu i potrafi zażartować. Nowością dla jego czytelników może być humorystyczna korespondencja między Janem Jo Rabendą a polskimi wydawcami w sprawie wznowienia pewnej zapomnianej powieści, a także autentyczna historia o autorze tańczącym na sambodromie w czasie karnawału w Rio.
„Nigdy nie kończyłem żadnej opowieści happy endem” – wyznaje Bieńczyk w jednym z esejów. Teksty zebrane w tomie „Jabłko Olgi, stopy Dawida” stanowią ukoronowanie jego projektu pisarskiego. Do perfekcji zostaje doprowadzona forma, poszczególne autorskie fascynacje splatają się w jedną opowieść – tym razem – z dobrym zakończeniem.