Recenzja
Dosiadając kabardyńskiego konia
A gdyby tak pamiętać wszystko? Być takim Funesem z opowiadania Borgesa, pamiętać szyk, w jakim lecą ptaki, kąt pod jakim padają promienie słońca, pamiętać gesty i słowa i tempo przesuwania się chmur. Przerażające, prawda?
Pamiętliwy Funes opowiada jeden dzień, dwa dni, a czas jego opowieści można by mierzyć w czasie rzeczywistym dziania się owego dnia, zagłębia się we wszystkie szczegóły, we własne doznania – jego pamięć sprzężona jest z pamięcią mięśni, bogactwo doznań jest niemal zatrważające. A przecież jeden obraz wart jest więcej niż tysiąc słów.
Gdyby nie powstał pomysł kupna kabardyńskich koni nie powstałaby ta książka. I byłaby to milcząca strata dla literatury i filozofii zakorzenionej w rzeczywistości, filozofii, która próbuje zbadać świat najbliższy. Tutaj filozofia jest synonimem uważności i myśli. W „Projekcie handlu…” splatają się ze sobą podróż w rzeczywistości i intelektualne jej przepracowanie – są one nierozłączne, aktywne, przenikają się. Środa nie podróżuje patrząc nostalgicznie z lekkim uśmiechem na umykające krajobrazy; raczej siedząc w przedziale, zastanawia się, czy skoro naprzeciwko niego siedzi człowiek, który był w Tokio, to czy te obrazy, które ma pod powiekami, podróżują razem z nim samym i z autorem tej refleksji jednocześnie. Jeśli mija miejsce, w którym dawniej przesiadywała zmarła już matka kolegi, to czy zastanawia się, czy on faktycznie nadal przejeżdża przed jej domem, skoro ona tego nie widzi, i gdzie padają promienie słońca, skoro już nie na nią. Każde mikro zdarzenie pobudza synapsy, jest iskrą, bodźcem do cichego drążenia zagadnienia. Ten ruch intelektualny jest nieprzerwany – kolejny fragment podróży to kolejne pytanie, kolejna obserwacja, kolejna refleksja. Filozofia codzienności jaką uprawia Środa płynie rytmem niespiesznym i ostrożnym, jest ćwiczeniem uważności i ciągłym ostrzeniem umysłu. Podróż potrafi utknąć w martwym punkcie czy zmienić swój kurs, ale o rytmie intelektualnym książki nie można tego powiedzieć. Umieszczeniu w nurcie głównym jednak refleksji a nie wydarzenia zapewne wspomaga perspektywa czasowa, która dzieli wydarzenia od momentu ich zapisania. Projekt handlu to sprawa już zaprzeszła, ale nie pytania, które stawia Środa. Nawet jeśli padały one równocześnie do akcji opisywanych wydarzeń, to pytania osiadły, ale odpowiedzi nadal wiszą w powietrzu.
Niemal wszystkie wskaźniki, których określenie pomaga w szkolnym uporządkowaniu wiedzy o tekście, są lekko rozmyte. Książka, którą mamy w rękach jest dziennikiem opisującym wydarzenia zaprzeszłe, natomiast są one na tyle mało zakorzenione w czasie historycznym, że równie dobrze mogłyby wydarzyć się wczoraj jak i jutro. Są uniwersalne jak pytania, które padają. Zarys fabuły jest prosty: paru kolegów postanawia pojechać na Kaukaz. Ich motywacje są różne, podobnie jak ich wrażliwości i metody działania. Ktoś jedzie tam w poszukiwaniu przygody, ktoś ubić interes życia, ktoś inny bo zna ten teren i może służyć pomocą. Kaukaz nie jest regionem przyjaznym turystom, szczególnie tym debiutującym na danym obszarze. Wiedza autochtonów lub sprawdzonych już przewodników jest niezbędna. Zatem jadą i jest ich paru w tej drużynie z para-biznesową misją, tak jak podróży też jest parę, a rytm narracji jest nierównomierny. Jedziemy i czekamy na przemian. Pozornie nie dzieje się nic, po czym znajdujemy się na ciągłej, słońce zachodzi za horyzontem a my mkniemy autostradą. Takie to wszystko zupełnie niespektakularne, zupełnie nie zjawiskowe, naturalne, ciche. Wszystkie te przymiotniki mają swoje zakorzenienie w oczekiwaniach wobec literatury. W ujęciu filozoficznym to jest świat, który można próbować opisać, z którego można wybrać coś ważnego, któremu można postawić pytania i spróbować na nie odpowiedzieć.
Tytułowe konie jako zwierzęta pojawiają się w opowieści o podróży na tyle późno, że właściwie można by już nie traktować ich poważnie, kiedy już jesteśmy głęboko przekonani, że to tylko niedościgły plan, projekt, który nigdy nie zostanie zrealizowany i nawet nie zobaczymy celu na horyzoncie. Dużo częściej pojawiają się z bogactw fauny ryby, ptaki, czy artfekaty codzienności, takie jak lustro, jak samochód, kran z wodą leczniczą. Wszystko niby logicznie, ale ułożone w konstrukcje nie rzeczywiste, ale właśnie intelektualne, literackie. W tym miejscu dokonuje się mariaż literatury z filozofią.
Podróż jest eksperymentem obserwacyjnym i filozoficznym, nawet jeśli nie w trakcie samego dziania się, to wybrzmiewa on w pełni w trakcie opisywania go, porządkowania zdarzeń. Wówczas jednak okazuje się, że te notatki sporządzane na gorąco są ważne, że nie zapamiętujemy idealnie, w pełni i „na żywo” niemożliwa jest selekcja tego co ważne, od tego co nie – to wiadomo dopiero z perspektywy czasu. Do tego co pamiętamy, nie da się wrócić. Chyba, że jest się Fuentesem.
A jeśli ma się odpowiednią wrażliwość i czuły intelekt można się do tego zbliżyć na tyle, by nadal, pomimo upływu czasu, było to głębokie doświadczenie przeniknięte równie głęboką refleksją.