Recenzja
Filozofia zen dla ubogich (duchem)
Pamiętacie ten moment kiedy na polski rynek trafiły książki Paulo Coelho? Osoby zwykle stroniące od książek zaczęły gorączkowo pochłaniać kolejne tomy autorstwa uduchowionego Brazylijczyka i wygłaszać górnolotne zdania o Wojownikach Światła oraz poszukiwaniu Własnej Legendy. Nie było chyba kanciapy, lady sklepowej, siatki na zakupy czy dworcowego kiosku, w których nie zagościłby „Alchemik”. „Pochwałę powolności” głosi nowy prorok. Nazywa się Carl Honoré, a jego ewangelia streszcza się w jednym słowie: powoli. A raczej: Powoli.
Honoré, niegdyś zabiegany dziennikarz, któregoś razu doznał na lotnisku epifanii: ujrzał z całą jasnością bezsens ludzkiej krzątaniny, a zarazem znalazł odpowiedź na większość bolączek współczesnego świata: „hej, wystarczy trochę zwolnić”. Kontemplował tę myśl przez chwilę, po czym machnął książkę. Na jej kartach powtarzał powyższe zdanie jak mantrę. przekonując, że zwolnić może każdy i wszędzie – wystarczy stosować się do złotej zasady: „podaj mi czynność, a ja powiem ci, żebyś wykonywał ją wolniej”. I tak, zachwalając slow food, seks tantryczny, zrelaksowaną edukację oraz powolną gimnastykę, Honoré podejrzanie szybko stał się idolem yuppies, którzy dalszą karierę postanowili podporządkować zasadzie zen. Pisarz jest gwiazdą także w Polsce: gościł na Warszawskich Targach Książki, wywiady z nim ukazały się w kilku tygodnikach, a strony internetowe i blogi są pełne entuzjastycznych recenzji.
Dziwnym trafem wszystkie te peany zawierają jedynie cytaty pochodzące z pierwszych pięciu stron „kultowej” książki. Wcale się nie dziwię recenzentom, którzy nie zabrnęli dalej w lekturze i uznali – całkiem słusznie – że wszystko już zostało powiedziane. Powiedzmy sobie szczerze: nawet jeśli myśl o konieczności wyluzowania, zrelaksowania się i zrezygnowania z wielozadaniowości jest dość sympatyczna, to na ileż stron można ją rozciągnąć? Przy dobrej woli i ciężkim piórze na 30, ale 300 zdaje się już grubą przesadą! Tutaj jednak kryje się pułapka zastawiona na krytyków. Podobnie jak inne dziełka oferujące kompleksową receptę naprawy życia i świata, książka Honorégo ma wbudowany mechanizm odrzucający zawczasu negatywną ocenę. Jeśli „Pochwała powolności” cię nuży, jest to wyłącznie twoja wina – widocznie nie jesteś wystarczająco „slow” (analogicznie: Coelho wydaje ci się hochsztaplerem tylko dlatego, że nie odkryłeś swojej własnej legendy).
Autor „Pochwały powolności” różni się jednak od Coelho w dwóch aspektach – i to na niekorzyść. „Alchemik” może i był naiwny, patetyczny, a w połowie zerżnięty z klasycznych tekstów kultury, ale jedno trzeba mu przyznać – nie nudził. Czasem z zażenowaniem czy politowaniem, ale jednak przewracaliśmy kolejne karty książki, antycypując dalszą część opowiadania, a podróż z Gdańska do Warszawy mijała jak z bicza strzelił. Honoré natomiast ilustruje swoje banały opowieściami o ludziach przeciętnych, zwyczajnych. Przykładowo: „Anna spieszyła się do swojego biura w londyńskim City, kiedy nagle się potknęła, skręcając prawą kostkę. Wtedy pomyślała «O rany, bezpieczniej jest chodzić Powoli!» Dziś jest właścicielką szkoły zen–garncarstwa, a w wolnych chwilach ćwiczy tai chi”. Wstawiając w odpowiednie miejsca inne imiona i modne hobby (chi gong, pieczenie chleba, gra na didgeridoo itd.) odtworzymy właściwie całą treść książki Honorégo.
Coelho sprzedawał narrację o tym, że każdy jest wyjątkowy i może zrealizować swoje marzenia. Jego kanadyjski spadkobierca przekonuje, że drogą do oświecenia jest ograniczanie czasu spędzanego na wykańczającej pracy i skupienie się na rozwijających zajęciach. O ile ta pierwsza opowieść ma w sobie coś z nieszkodliwego marzycielstwa, ta druga oferuje bardzo konkretną wizję życia – irytującą, dlatego, że dla większości z nas całkiem niedostępną. Jest coś niemoralnego w zachęcaniu do organicznych jarzyn i śródziemnomorskiej kuchni w kraju, w którym jedna czwarta rodzin nie może sobie pozwolić na zaspokojenie bieżących potrzeb. „Przystopujcie, weźcie wolne i zapiszcie się na kurs hatha–jogi!” – spróbujcie powiedzieć to bezrobotnemu, kasjerce, która pracuje po 10 godzin dziennie, absolwentom tyrającym na umowę zlecenie czy rodzicom, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, a otrzymacie najlepszą weryfikację „filozofii ruchu slow” w wydaniu Carla Honorégo.
To nie oznacza, że cała idea zwolnienia jest bezwartościowa. Kto chce dowiedzieć się czegoś głębszego o tej koncepcji zastosowanej do ekonomii, niech poczyta o idei „degrowth”, w filozofii – niech sięgnie po „Pochwałę lenistwa” Bertranda Russella, w sferze duchowej – po bogatą literaturę poświęconą praktykom uważności i buddyzmowi zen.
Według Carla Honorégo spojrzenie na tempo naszego życia pozwala zrozumieć, iż nasza cywilizacja zabrnęła w ślepą uliczkę. Tę diagnozę dobitnie potwierdza fakt, że „Pochwałę powolności” przetłumaczono już na 34 języki.