2 listopada 2012

Filozofia zen dla ubogich (duchem)

Pamiętacie ten moment kiedy na polski rynek trafiły książki Paulo Coelho? Osoby zwykle stroniące od książek zaczęły gorączkowo pochłaniać kolejne tomy autorstwa uduchowionego Brazylijczyka i wygłaszać górnolotne zdania o Wojownikach Światła oraz poszukiwaniu Własnej Legendy. Nie było chyba kanciapy, lady sklepowej, siatki na zakupy czy dworcowego kiosku, w których nie zagościłby „Alchemik”. „Pochwałę powolności” głosi nowy prorok. Nazywa się Carl Honoré, a jego ewangelia streszcza się w jednym słowie: powoli. A raczej: Powoli.

 

Honoré, niegdyś zabiegany dziennikarz, któregoś razu doznał na lotnisku epifanii: ujrzał z całą jasnością bezsens ludzkiej krzątaniny, a zarazem znalazł odpowiedź na większość bolączek współczesnego świata: „hej, wystarczy trochę zwolnić”. Kontemplował tę myśl przez chwilę, po czym machnął książkę. Na jej kartach powtarzał powyższe zdanie jak mantrę. przekonując, że zwolnić może każdy i wszędzie – wystarczy stosować się do złotej zasady: „podaj mi czynność, a ja powiem ci, żebyś wykonywał ją wolniej”. I tak, zachwalając slow food, seks tantryczny, zrelaksowaną edukację oraz powolną gimnastykę, Honoré podejrzanie szybko stał się idolem yuppies, którzy dalszą karierę postanowili podporządkować zasadzie zen. Pisarz jest gwiazdą także w Polsce: gościł na Warszawskich Targach Książki, wywiady z nim ukazały się w kilku tygodnikach, a strony internetowe i blogi są pełne entuzjastycznych recenzji.

 

Dziwnym trafem wszystkie te peany zawierają jedynie cytaty pochodzące z pierwszych pięciu stron „kultowej” książki. Wcale się nie dziwię recenzentom, którzy nie zabrnęli dalej w lekturze i uznali – całkiem słusznie – że wszystko już zostało powiedziane. Powiedzmy sobie szczerze: nawet jeśli myśl o konieczności wyluzowania, zrelaksowania się i zrezygnowania z wielozadaniowości jest dość sympatyczna, to na ileż stron można ją rozciągnąć? Przy dobrej woli i ciężkim piórze na 30, ale 300 zdaje się już grubą przesadą! Tutaj jednak kryje się pułapka zastawiona na krytyków. Podobnie jak inne dziełka oferujące kompleksową receptę naprawy życia i świata, książka Honorégo ma wbudowany mechanizm odrzucający zawczasu negatywną ocenę. Jeśli „Pochwała powolności” cię nuży, jest to wyłącznie twoja wina – widocznie nie jesteś wystarczająco „slow” (analogicznie: Coelho wydaje ci się hochsztaplerem tylko dlatego, że nie odkryłeś swojej własnej legendy).

 

Autor „Pochwały powolności” różni się jednak od Coelho w dwóch aspektach – i to na niekorzyść. „Alchemik” może i był naiwny, patetyczny, a w połowie zerżnięty z klasycznych tekstów kultury, ale jedno trzeba mu przyznać – nie nudził. Czasem z zażenowaniem czy politowaniem, ale jednak przewracaliśmy kolejne karty książki, antycypując dalszą część opowiadania, a podróż z Gdańska do Warszawy mijała jak z bicza strzelił. Honoré natomiast ilustruje swoje banały opowieściami o ludziach przeciętnych, zwyczajnych. Przykładowo: „Anna spieszyła się do swojego biura w londyńskim City, kiedy nagle się potknęła, skręcając prawą kostkę. Wtedy pomyślała «O rany, bezpieczniej jest chodzić Powoli!» Dziś jest właścicielką szkoły zen–garncarstwa, a w wolnych chwilach ćwiczy tai chi”. Wstawiając w odpowiednie miejsca inne imiona i modne hobby (chi gong, pieczenie chleba, gra na didgeridoo itd.) odtworzymy właściwie całą treść książki Honorégo.

 

Coelho sprzedawał narrację o tym, że każdy jest wyjątkowy i może zrealizować swoje marzenia. Jego kanadyjski spadkobierca przekonuje, że drogą do oświecenia jest ograniczanie czasu spędzanego na wykańczającej pracy i skupienie się na rozwijających zajęciach. O ile ta pierwsza opowieść ma w sobie coś z nieszkodliwego marzycielstwa, ta druga oferuje bardzo konkretną wizję życia – irytującą, dlatego, że dla większości z nas całkiem niedostępną. Jest coś niemoralnego w zachęcaniu do organicznych jarzyn i śródziemnomorskiej kuchni w kraju, w którym jedna czwarta rodzin nie może sobie pozwolić na zaspokojenie bieżących potrzeb. „Przystopujcie, weźcie wolne i zapiszcie się na kurs hatha–jogi!” – spróbujcie powiedzieć to bezrobotnemu, kasjerce, która pracuje po 10 godzin dziennie, absolwentom tyrającym na umowę zlecenie czy rodzicom, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, a otrzymacie najlepszą weryfikację „filozofii ruchu slow” w wydaniu Carla Honorégo.

 

To nie oznacza, że cała idea zwolnienia jest bezwartościowa. Kto chce dowiedzieć się czegoś głębszego o tej koncepcji zastosowanej do ekonomii, niech poczyta o idei „degrowth”, w filozofii – niech sięgnie po „Pochwałę lenistwa” Bertranda Russella, w sferze duchowej – po bogatą literaturę poświęconą praktykom uważności i buddyzmowi zen.

 

Według Carla Honorégo spojrzenie na tempo naszego życia pozwala zrozumieć, iż nasza cywilizacja zabrnęła w ślepą uliczkę. Tę diagnozę dobitnie potwierdza fakt, że „Pochwałę powolności” przetłumaczono już na 34 języki.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także