12 września 2012

Tłumacz wychodzi z szafy

Jerzy Jarniewicz, wybitny znawca literatury anglojęzycznej i sztuki przekładu, w “Gościnności słowa” opowiada o trudnym fachu tłumacza, artysty niedocenianego, którego pracę widać z reguły tylko, gdy popełni błąd.

 

“Nic nie zrozumiałem z wywodów filozofa, ale to nie jego wina (przecież jest geniuszem) ani nie moja (też nie jestem głupi) – to wszystko wina tłumacza”. Taki wykręt był od zawsze popularny w kręgach intelektualnych, lecz w ostatnich latach, wraz ze wzrostem znajomości języków obcych w Polsce, krąg osób skorych do oceniania jakości przekładów znacząco się powiększył. Często mówimy, że coś zostało zagubione w przekładzie lub jest sztywno przetłumaczone. Zdarza się, że cała sala w kinie wybucha śmiechem, gdy napisy zawierają bardzo złagodzoną wersję dosadnych słów, które publiczność doskonale rozumie. Problem polega na tym, że choć tak skwapliwie krytykujemy, często nie umiemy powiedzieć na czym dokładnie polega rzekoma nieudolność tłumacza, a tym bardziej – zaproponować lepszej wersji przekładu.

 

Paradoks, na który wskazuje Jerzy Jarniewicz w książce „Gościnność słowa”, związany jest z tym, że tłumacz pozostaje właściwie niewidzialny aż do momentu, kiedy coś w czytanym przez nas tekście zazgrzyta. Szkice Jarniewicza są krokiem w stronę coming outu tłumaczy. Ich praca nie polega wszak nigdy na przekładaniu słowa za słowo, lecz jest zawsze interpretacją: jeśli nie czytamy Szekspira w oryginale, to zawsze będziemy zapoznawać się z „Hamletem” Barańczaka, Słomczyńskiego czy Sity. Każdy przekład będzie zawierał niedopowiedzenia lub sensy dodane, gdyż nie sposób przenieść do innego języka jednocześnie treści słów, ich dźwięku i skojarzeń, które wywołują.

 

Prócz trudności związanych z interpretacją tłumacz musi także zmierzyć się z oporem stawianym przez sam język. Jak przetłumaczyć na polski imię Winnie the Pooh – Kubuś Puchatek czy może Fredzia Phi Phi? Jak oddać po polsku opowieść snutą w narracji bezosobowej, podczas gdy w naszym języku czas przeszły jednoznacznie wskazuje na płeć osoby mówiącej (pocałowałam lub pocałowałem)? Jak przełożyć na język angielski staropolskie treny Kochanowskiego, unikalny idiom Gombrowicza lub pełną rusycyzmów „Małą Apokalipsę” Konwickiego? Jarniewicz nie podaje gotowych odpowiedzi, ale skrupulatnie analizuje istniejące przekłady, wskazując ich mocne i słabe strony. Dzięki pasji autora, który potrafi zachwycić się dobrym przekładam a złośliwie skomentować nieudany, „Gościnność słowa”, książka skądinąd specjalistyczna, wciąga i angażuje czytelnika.

 

Szkice Jarniewicza stanowią lekturę obowiązkową dla adeptów sztuki tłumaczenia, ale także dla wszystkich tych, którzy nie chcą rezygnować z przyjemności krytykowania przekładów. Bo jeśli krytykować, to tak jak autor „Gościnności słowa” – ze znawstwem.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także