Recenzja
Grząskie piaski
Co może przekazać znajdujący się na krańcu życia, świadomy zbliżającej się śmierci, pisarz swoim czytelnikom?
„Grząskie piaski” zaczynają się od mocnego akcentu – groźnego wypadku samochodowego, z którego, mimo skasowania auta, Henning Mankell wychodzi praktycznie bez szwanku. Zdarzenie ma miejsce 16 grudnia 2013 roku. Lekarz opiekujący się wówczas pisarzem postanowił jednak zatrzymać go w szpitalu w celu przeprowadzenia badań profilaktycznych. Niedługo po zdiagnozowaniu u niego raka płuc, Mankell przekazał informacje o stanie swojego zdrowia na łamach gazety „Goeteborgs-Posten”. Świadomy powagi sytuacji postanowił poddać się nie tylko leczeniu, ale również pisaniu swojej ostatniej książki – kroniki choroby i bogatego w doświadczenia życia.
„Postanowiłem jednak spisać to, przez co przeszedłem, oraz to, co przeżyłem […] Opowieść trwa. I właściwie o tym jest ta książka. O moim życiu. O tym co było, i o tym co jest”. – tak Mankell pisze o swoim literackim testamencie.
„Grząskie piaski” czyta się świetnie, dzięki świetnemu językowi i bogatemu życiu szwedzkiego autora, który prowadził intensywne, dwubiegunowe życie. Henning Mankell głównie znany jest ze swojej dwunasto-tomowej serii kryminałów z komisarzem Kurtem Wallanderem z Ystad w roli głównej. Miliony sprzedanych egzemplarzy na całym świecie, na ich podstawie wyprodukowane trzy serie telewizyjne w Szwecji oraz jeden w Wielkiej Brytanii, z Kennethem Branagh w roli głównej, kilka filmów pełnometrażowych, zebrane prestiżowe nagrody kryminalne. Oprócz tego kilka książek dla dzieci i parę powieści obyczajowych. To wszystko dorobek jednej i tej samej osoby.
Żeby tego było mało, druga część serca Mankella należała do zupełnie innego świata i znajdowała się setki kilometrów na południe od mrocznej i chłodnej Szwecji – w centrum Afryki. Dużą część swojego życia Mankell spędził w Mozambiku, a w stolicy tego kraju, Maputo, był dyrektorem teatru, wystawił kilkadziesiąt sztuk, angażował się w akcje humanitarne, a nawet polityczne. Przez fascynację Czarnym Lądem powstały takie książki, jak „Mózg Kennedy’ego”, “Comedia infantil”, czy „Wspomnienia brudnego anioła”. Również w jego cyklu kryminalnym odbijają się echa jego miłości do tego kontynentu – o polityce apartheidu opowiada „Biała lwica”, w „W mordercy bez twarzy” mamy do czynienia z rasizmem w Szwecji, natomiast w „Mężczyźnie, który się uśmiechał” pojawia się wątek handlu dziećmi w Afryce.
Wbrew temu, co o niej napisał autor, książka w większości poświęcona jest krytyce konsumpcjonizmu, między-mocarstwowych potyczek, wyścigów atomowych, wojen, okrucieństwa. Mankell podszedł do niej bardzo misyjnie, świadomy zwrócenia uwagi czytelników, wykorzystał to i skupił się na przekazaniu swoich obaw, co do przyszłości naszego życia na ziemi. Wielokrotnie wspomina o odpadach atomowych, które zalegają na ziemi, przyrównuje swoje 67-letnie życie do stu tysięcy lat niezbędnych do wygaszenia materiałów radioaktywnych stworzonych przez człowieka. Wiele miejsca zajmuje opis bezmyślności ludzi, brak dobrych przepisów i ułomność międzynarodowego prawa związanego z przechowywaniem toksycznych śmieci.
W ogólnym ponurym i dosyć pesymistycznym przekazie książki, pozytywnym wydźwiękiem „Grząskich piasków” może być natomiast fakt, że świadomość chorowania, zbliżającej śmierci i ciężkiej kuracji nie musi paraliżować, może dać siłę, by móc jeszcze coś za życia zrobić i osiągnąć. Mankell nie poddaje się, stara się sprostać chorobie, a kiedy może chwyta za pióro i uwiecznia ostatnie chwile spędzone w szpitalach na chemioterapii oraz w domu czytając ostatnie książki.
„Grząskie piaski” to lektura skierowana głównie do oddanych czytelników szwedzkiego mistrza kryminału. Co prawda mało w niej odniesień autora do własnej twórczości, jednak doskonale czuć jego styl pisarski, który jego fani mają możliwość doświadczyć po raz ostatni. Książka pokazuje, że z chorobą da się żyć, nie ma co załamywać rąk i bezradnie się jej poddawać. Czytając ostatnią pozycję Henninga Mankella czułem się trochę jakbym słuchał opowieści starszego pana, dziadka, wspominającego swoje życie w bujanym fotelu, przy kominku.