17 kwietnia 2013

Komizm i komunizm

Karnawał Tyrmanda trwa. Po wznowieniu „Dziennika 1954” i „Siedmiu dalekich rejsów”, Wydawnictwo MG przypomina „Cywilizację komunizmu” – znakomitą rozprawę pisarza z pełną absurdów codziennością czasów realnego socjalizmu.

 

O książce Tyrmanda nie można mówić, odwołując się wyłącznie do wrażeń z dzisiejszej lektury. Oddać jej sprawiedliwość znaczy w tym przypadku tyle, co uwzględnić kontekst historyczny, w którym powstała, i specyficzne położenie autora w momencie jej tworzenia. Kiedy zasiadał do pisania „Cywilizacji komunizmu”, był już ważnym głosem w Ameryce, „przybyszem ze Wschodu”, który objaśniał Amerykanom mroki życia za „żelazną kurtyną”. Publikował w „New Yorkerze”, miał za sobą anglojęzyczne wydanie „Dziennika 1954” oraz symboliczny gest zrzeczenia się polskiego obywatelstwa na łamach „New York Timesa” po inwazji na Czechosłowację.

 

„Cywilizacja komunizmu”, wydana w Stanach w 1972 r. pod tytułem: „The Rosa Luxemburg Contraceptive Cooperative. A Primer on Communist Civilization”, jest owocem przedłużającego się pobytu Tyrmanda w Ameryce. Znamienny jest dystans pisarza wobec komunistycznej rzeczywistości, przebijający z każdej karty tej książki. Był to zresztą główny powód tego, że pozycja ta nie zyskała popularności w momencie jej pierwszego wydania. Tyrmand w „Cywilizacji komunizmu” dla lewicowych elit amerykańskich był po prostu niewygodny.

 

Przed krytyką jednak sam broni się najlepiej w szkicu wstępnym. Jego spojrzenie na komunizm wiele zawdzięcza właśnie emigracji. Mimo iż dzieło Tyrmanda przesycone jest komizmem, autor „Złego” wcale zagrożenia nie bagatelizuje. Wręcz przeciwnie, komunizm urasta w jego interpretacji do rangi antropomorficznego tworu, jest wszechobecny i wszechwładny. Dla wielu aspektów rzeczywistości za Żelazną Kurtyną nie znajduje on odpowiedników w Ameryce. Dlatego – zdaniem Tyrmanda – realizm w opisywaniu „komuny” MUSI mieć rys satyryczny, jedyną formą obiektywnego pisania o totalitarnym reżimie jest pamflet. To, co z perspektywy Zachodu może się wydawać satyrycznym przejaskrawieniem, dla Tyrmanda jest obiektywną rzeczywistością, doświadczaną w codziennym życiu.

 

„Cywilizacja komunizmu” z założenia nie jest ani beletrystyką, ani literackim esejem. Wydaje się, że znalezienie „trzeciej drogi” wychodzi Tyrmandowi świetnie, bez uszczerbku dla jego literackich ambicji. Książka obfituje w humor językowy i satyryczne obrazki na najwyższym poziomie. Mała dziewczynka nazwana „bojownikiem o sens współczesnej cywilizacji” za to, że chciała buciki od Stalina; szturm narodu na sklep, w którym „rzucili” papier toaletowy; porady lekarskie, jakich podsłuchującemu udzielają podsłuchiwani – te i wiele innych absurdów Tyrmand ukazuje brawurowo.

 

Przy książkach takich jak ta nieodmiennie pojawia się pytanie: po co dziś czytać, skoro zmieniły się realia historyczne, a nasz stosunek do komunistycznych czasów to wypadkowa wyparcia i nostalgii? Powodów jest co najmniej kilka: dla Tyrmanda i jego zawikłanej biografii; dla niewątpliwych walorów literackich; wreszcie, by nie zapomnieć o tym, czym był komunizm.