30 grudnia 2014

Lekcja stylu

Jak kania dżdżu społeczeństwo polskie czeka na lekcję stylu. Tę propedeutyczną rolę podejmują czasem media – wraz z Trinny i Susannah przeciętny Kowalski uczył się jak dopasować strój do własnej figury, z Magdą Gessler poznawał prawa konsumenta, a dzięki Jolancie Kwaśniewskiej dowiedział, jak niektóre dania skonsumować. Jednak w kwestii przestrzeni lokalnej Polak pozostaje totalnym ignorantem.

To brak szkolnych podstaw prowadzi w prostej drodze do kompletnej ignorancji w kwestii estetyki miejskiej, co przekłada się na lekceważenie mniejszych lub wiecznych koszmarów architektonicznych, brak planu zagospodarowania miast, ignorancję zasady dostosowania się do otoczenia, tolerancję dla polityki reklamowej i wiele innych dysfunkcji społecznych. Dlatego takie podręczniki, jak wydana przez wydawnictwo Karakter książka Witolda Rybczyńskiego „Jak działa architektura”, powinny być przywitane przez nasze społeczeństwo z euforią niczym kamień z Rosetty przez archeologów lub czarny monolit z „Odysei kosmicznej” przez małpy.

Rybczyński zapoznaje nas z podstawowymi pojęciami, byśmy na własną rękę mogli wejść w kontakt z architekturą. By przestrzeń, w jakiej żyjemy, mieszkamy, pracujemy stała się czytelna i znacząca, a przez to świadomie kształtowana. W kolejnych lekcjach: Pomysły, Otoczenie, Miejsce, Plan, Struktura, Skóra, Detale, Styl, Przeszłość, Smak pokazuje nam kolejne warstwy przedmiotu, który dotychczas określaliśmy jako budynek. Z powierzchni czyni palimpsest.

Autor „Jak działa architektura” przyglądając się losom konkursu na budynek National Museum of African American History and Culture w Waszyngtonie pokazuje nam różne możliwości rozwiązania tego samego zadania i za pomocą dokładnego opisu finałowych projektów szczegółowo demonstruje, jakie założenia stały za każdą z propozycji. Tym samym niejako ukazuje przybornik architekta w działaniu. Kluczowe będzie więc odniesienie do historii i przyszłości, otoczenia, źródła światła, funkcji i struktury, tematu, wreszcie własnego stylu i oczekiwań użytkowników.

Gdy zaczynamy już nieco rozumieć podstawowe zasady rządzące architekturą, Rybczyński bardzo sprytnie je komplikuje i różnicuje. I tak obok analizy Walt Disney Concert Hall Franka Gehry’ego, autor pokazuje inne koncepcje hal koncertowych, ale też inne realizacje stylu tego samego architekta czy wreszcie projekty w zupełnie innej skali, np. dom własny Gehry’ego. Dzięki temu kieruje nas od kilku niezmiennych zasad do wielości doświadczenia. Wiedza o zasadach niczym kod do domofonu, przechodzi do pamięci ukrytej – trudnej do odtworzenia na zawołanie, ale skutecznej, gdy próbujemy przekroczyć próg domu.

Poza opisem przybornika dostajemy przede wszystkim wiele fascynujących opisów budynków, przegląd wybranych twórców ważnych dla XX wieku oraz założeń realizacji, które przeszły do kanonu architektury. Za wadę można uznać jedynie to, że autor ograniczył się przede wszystkim do przykładów amerykańskich. Niemniej przebywamy na podwórku Rybczyńskiego, a swoje własne powinniśmy eksplorować sami.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także