Recenzja
Life is a bitch and then you die.
Każdy zna ten stan, kiedy w głowie zaczyna delikatnie szumieć, ty jesteś elokwentną gwiazdą wieczoru, która błyskotliwie odpowiada na każde pytanie, a cięte riposty wypadają Ci jak z rękawa. Czujesz się w końcu sobą. Tym kim chcesz, żeby widzieli Cię inni. Osobą na luzie, bez stresów, bez kłopotów.
Później nie pamiętasz. Znika Ci z życia kilka godzin, zamiast tego w ramach zastępstwa dostajesz wielkiego kaca, czasem z gratisowym poczuciem winy.
„Najgorszy człowiek na świecie” Małgorzaty Halber to właśnie książka, która pokazuje dokładnie to, co się dzieje gdy to poczucie winy się pojawi. Gdy się wie, że poprzedni wieczór był mocny. Trochę za mocny. Może warto to zmienić? Może warto zmienić siebie?
To, że co raz więcej młodych ludzi ma problem z nadużywaniem alkoholu czy narkotyków, to nie jest tajemnica, a powszechnie znany fakt. Tylko, że zawsze była to niewygodna prawda, którą zamiatało się pod dywan, bo przecież jak przyznać się koleżance z pracy, że w sumie 4 piwka wieczorem to standard, 5g zioła znika dużo szybciej niż można by się było spodziewać, a sobotnia impreza była taka dobra, że chciałeś aby trwała wiecznie, więc o 5 rano włączyłeś sobie tryb ‘nieśmiertelność’ dzięki małej kresce pośpiesznie usypywanej w łazience.
Autorka opisuje historię Krystyny, młodej dziennikarki muzycznej, pracującej w telewizji, która jest duszą towarzystwa. Imprezy to jej żywioł. Alkohol to jej najlepszy przyjaciel, a marihuana to bratnia dusza. Krystyna pije, pali i dobrze się bawi. Do czasu.
Bohaterka rozpoczyna długą i ciężką walkę z nałogiem, a właściwie z samą sobą. Musi pokonać swoje słabości, wstyd i poczucie obcości. Przez 14 lat na każdym kroku życia towarzyszył jej alkohol, a teraz musi nauczyć się żyć na nowo, bez żadnych wspomagaczy. Halber opowiada o tej ciężkiej drodze, czytelnik zaś ma wrażenie, że przechodzi ją wraz z Krystyną. Bo to nie jest książka tylko o nałogu, ale o odkrywaniu siebie, o stawianych przed sobą wymaganiach, którym nie jesteśmy w stanie sprostać i które nas dołują, bo okazuje się, że jesteśmy kimś zupełnie innym niż byśmy chcieli.
„Nałóg bierze się z braku. Z tego, że jesteś pusty w środku”. Czy jak pisze autorka dalej „ To się dzieje zawsze z tego samego powodu. Banalnego i prostego: żeby poczuć się wreszcie kurwa lepiej. Żeby się w ogóle poczuć”. Czytając tę książkę czuje się strach Krystyny/ autorki przed obcością, zmianą. Przed tym „nowym” życiem, którego się nie zna. Odczuwalna jest bezgraniczna samotność w drodze do znalezienia siebie na nowo. Pojawia się wstyd, zniechęcenie, marazm. Małgorzata Halber dotyka książką każdego, kto choć raz obudził się po imprezie na końcowym przystanku tramwajowym, albo zdał sobie sprawę, że od bardzo dawna nie uprawiał seksu na trzeźwo. Język, którym operuje bardziej przystaje do zwierzenia koleżanki, niż do literatury pięknej. Ale to jest właśnie moc tego tekstu. Bez nadęcia, moralizatorstwa czy pouczenia, przedstawia świat nałogu, takim jakim jest.
Wszędzie czyhają na Ciebie informacje o ludziach, którzy odnieśli sukces; którzy mając 21 lat założyli firmę przynoszącą miliony dolarów dochodu, o nienagannym, pięknym ciele bez zbędnego grama tłuszczu, o szczęśliwych magistrach, którzy po studiach założyli rodzinę, mają dzieci, dom, labradora i stać ich na rodzinne wakacje w Egipcie. A Tobie się nie udaje. Nie masz super ciała, pomysłu na życie, Twój związek to nieustanne kłótnie i wzajemna pogarda, więc aby trochę się od tego odsunąć, „zresetować” idziesz do monopolowego, dzwonisz do dilera i ruszasz na miasto w poszukiwaniu wytchnienia.
Halber idealnie pokazuje ten mechanizm, ból samotności wśród innych ludzi, niedopasowania, niezadowolenia z siebie, który zmusza do stania się kimś zupełnie innym i jednocześnie ukazuje konsekwencje tego stanu, czyli permanentny weltschmerz i jeszcze większe, pogłębiające się osamotnienie.
Autorka porusza jeszcze jedną, bardzo ważną kwestię, a mianowicie stereotypowe widzenie alkoholika. Osoba uzależniona od alkoholu to stary mężczyzna, ubrany w szary sweter, często czapkę, który ma wielki, czerwono-siny nos, trzęsące się ręce i głosem bardziej przypominającym Toma Waitsa, niż kogokolwiek innego na świecie, zaczyna z nami rozmowę od „Pani kierowniczko…”.
Nie. Alkoholikiem może być każdy, czy to bezdomny z dworca autobusowego czy też menadżerka międzynarodowej korporacji. I nie ma żadnej różnicy miedzy nimi.
Książka „Najgorszy człowiek na świecie” to dla mnie z pewnością jedna z najlepszych pozycji wydawniczych w 2015r. Tytułowy „najgorszy człowiek” to każdy z nas. Jak stwierdza Halber: „Każdy się wstydzi. Każdy się wstydzi trzech rzeczy. Że nie jest ładny. Że za mało wie. I że niewystarczająco dobrze radzi sobie w życiu. Każdy”. Myślę, że po przeczytaniu tej pozycji, każdemu z nas będzie łatwiej przyznać się do tego, że „najlepszy” to nie jest słowo, które może nas w 100% opisać.
I dzięki autorko, za to że po przeczytaniu tej książki możemy to zaakceptować!