30 września 2014

Małe absurdy Wielkiej Wojny

W ciągu niemal pięcioletniej służby wojskowej Louis Maufrais pomagał rannym i chorym żołnierzom bez względu na okoliczności. Konsekwentnie robił swoje i głównie dzięki temu przeżył konflikt, który pokazuje absurd wojny tak dobitnie, jak być może żaden inny.

 

Niewiele wiemy o pierwszej wojnie światowej. Najważniejsze dla nas jest to, że w wyniku starcia mocarstw Polska odzyskała niepodległość. Rodacy autora wciąż mają w pamięci bitwy nad Marną i pod Verdun. Ale nawet Francuzom trudno sobie dziś wyobrazić, czym było życie w okopach i co przeżywali ranni. Lektura wspomnień Maufrais’go pomaga zrozumieć, jak straszna i bezsensowna była długotrwała i wykrwawiająca obie strony wojna pozycyjna.

 

W chwili wybuchu wojny Maufrais miał dwadzieścia cztery lata, studiował medycynę i pracował w szpitalu. Gdy jako lekarz wojskowy trafił na front, okazji do praktyki miał aż nadto. Lekarze, pracujący w fatalnych warunkach, często pod ostrzałem, zajęci byli przede wszystkim jak najszybszym odsyłaniem rannych na tyły, co sprawiało, że zamiast doskonalić zawodowe umiejętności, stawali się coraz gorszymi praktykami. To tylko jeden z wielu absurdów, z którymi zetknął się Louis Maufrais. Na mocy rozkazu żołnierze przez wiele tygodni nie mogli… ściągać butów, punkty medyczne lokowane były przez sztabowców w najmniej nadających się do tego miejscach, wskutek wyniszczającej wojny w okopach żadna ze stron nie zyskiwała terenu, a dla poprawienia morale po zejściu z frontu pod Verdun dowództwo zaordynowało wszystkim przymusową grę w brydża! Po miesiącach spędzonych w nieodłącznym towarzystwie szczurów, robactwa, głodu i zimna zapewne była to wymarzona rozrywka ocalałych żołnierzy.

 

Zapiski Maufrais’go są pozornie beznamiętne (jako lekarz miał obowiązek zwięzłego opisywania przypadków, którymi się zajmował), autor nie epatuje drastycznymi opisami, wydaje się, że jest wręcz zbyt lakoniczny. Niemniej samo wyliczenie obrażeń u rannych wywiera piorunujące wrażenie. Weteran wielu bitew rzadko pozwala sobie na komentarze i oceny, po prostu rzetelnie zdaje relację z tego, co widział i przeżył.

 

Warto sięgnąć po tę książkę, by spróbować pojąć, jak pozostać człowiekiem i żyć dalej, mimo koszmarnych doświadczeń. Towarzyszące publikacji, porażające realizmem zdjęcia są tym cenniejsze, że żołnierze mieli zakaz fotografowania. Być może najważniejsze są jednak fragmenty, w których Maufrais pisze o radości, jaką daje bitwa na śnieżki, kupione okazyjnie u rolnika za linią frontu markowe wino lub dobry ser. Nie sposób wówczas nie pomyśleć, że duch nie umiera nigdy.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także