23 lipca 2013

W polszczyźnie jak w domu

Choć pisarki i pisarze, których Dorota Wodecka pyta o kondycję współczesnej Polski i Polaków wypowiadają sądy nierzadko ostre, książka nie jest tylko zbiorem utyskiwań. Twórcy mówią głównie o swoich światach, a polskość jest nie tyle celem rozmów, ile przystankiem na drodze do wspólnego domu – polszczyzny.

 

Inspiracją dla „Poloneza na polu minowym” stał się e-mail, który w 2010 roku wysłał do premiera Eustachy Rylski. List był diagnozą ówczesnego państwa polskiego, słabego, wycofanego, by nie rzec – nieobecnego. Pozostał bez odpowiedzi. Teraz odbija się echem pod postacią rozmów z piętnaściorgiem prozaików. Wprawdzie mówią oni o tym, co ich w dzisiejszej Polsce boli, ale więcej mówią o sobie. To dobrze, wszak zarzutów możemy się mniej więcej domyślać – krytykowane są płytka i antyintelektualna polska religijność, ślepy kult Powstania Warszawskiego, niedojrzałość, posmoleńskie awantury oraz polityka historyczna sprowadzająca się do zabawy śmiercią i męczeństwem. Zarzuty te, choć nie są niczym nowym, zyskują na wiarygodności dzięki temu, że Wodecka wypytuje swych rozmówców o rzeczy dla nich charakterystyczne. Gdy Krzysztof Varga narzeka na polskie rozdwojenie jaźni pomiędzy manią wielkości a kompleksem niższości, zauważa również analogię z Węgrami. Andrzej Stasiuk definiuje ojczyznę jako „splot wiochy, małomiasteczkowości oraz witalizmu” i łatwo mu uwierzyć (lub chociaż go zrozumieć), jeśli wiemy, że zna i kocha wiochy oraz małe miasteczka jak mało kto.

 

Trudno dziwić się temu, że autorka z Rylskim rozmawia o ziemiaństwie, z Magdaleną Tulli o dzieciństwie, a z Hanną Krall o Zagładzie. Podobnie nie zaskakuje (a wręcz wydaje się zrozumiałe) to, że pisarze odnajdują się w języku polskim. Autorka „Zdążyć przed Panem Bogiem” deklaruje, że nie pobłądzi w polszczyźnie, Ignacy Karpowicz czasem czuje się polskojęzyczny, a dla Joanny Bator język ojczysty jest wręcz domem.

 

Czy zatem czeka nas w „Polonezie” coś nowego? Tak. Lektura pozwoli nie tylko poznać główne wątki twórczości wybranych pisarzy, ale i dostarczy kilku ciekawostek. Kto słyszał wcześniej o polskiej strefie okupacyjnej po II wojnie światowej, zlokalizowanej w Emsland, kto wie, którą przegraną bitwę nazywa się sarmackim Katyniem? W rozmowie z Janem Jakubem Kolskim znajdziemy gorzkie rozliczenie twórcy z własnymi dokonaniami i obraz współczesnego świata, w którym dźwięki smartfonów zagłuszają słowa bliźnich. Wreszcie spisany w formie sprawozdania „wywiad” z Mariuszem Sieniewiczem pokazuje, że czasem trudno o skrzącą się dowcipem dysputę – bywa, że długo krąży się po knajpach w oparach niepewności, by w końcu usłyszeć coś wartościowego.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także