11 stycznia 2013

Na ringu w obozie zagłady

„Jeszcze dziś tkwi w nas pamięć o Numerze 77, który bił Niemców jak chciał” – pisał w opowiadaniu „U nas w Auschwitzu” Tadeusz Borowski. Numerem 77 oznaczony było Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski, przed wojną bokser warszawskiej Legii oraz kadry polskiej, jeden z wychowanków legendarnego trenera Feliksa Stamma.

 

Pietrzykowski karierę rozpoczął w dwudziestoleciu międzywojennym, jako dwudziestolatek stał się atrakcją warszawskiego świata sportowego. Gdy w 1939 roku wojska niemieckie zbliżały się do Warszawy, Pietrzykowski wziął udział w jej obronie. Po kapitulacji postanowił przedostać się do Francji, gdzie planował zaciągnąć się do lotnictwa. Ten plan się jednak nie powiódł, zbiegów aresztowano w okolicach granicy węgiersko-jugosłowiańskiej i wysłano, pierwszym w historii transportem, do obozu Auschwitz. To nie był jednak koniec jego kariery sportowej, a dopiero właściwa jej część. Pietrzykowski został jedną z największych atrakcji obozu, gdy stawił czoła na ringu Walterowi Duningowi, byłemu mistrzowi Niemiec w wadze średniej, wówczas żołnierzowi. „Teddy” wygrał tą walką jedzenie dla swoich przyjaciół, sam zaś został maskotką obozu. Stoczył jeszcze wiele walk, zarabiając krocie dla bawiących się w zakłady Niemców. Liczbę jego pojedynków szacuje się na około 40, w tym z holenderskim mistrzem kraju w wadze pół-średniej, Leu Sandersem. Pietrzykowski wygrywał, jednak zwycięstwa sprawiły, że stał się niepożądany, niebezpieczny. Więźniowie obozów, w których bił się „Teddy”, wspominali jak wielkie znaczenie miał dla nich jako symbol wyższości, przynajmniej na ringu, wobec najeźdźcy. Pietrzykowski przetrwał czas obozowy. Doczekał wyzwolenia przez angielskich żołnierzy w 1945 roku w obozie Bergen-Belsen. Po wojnie spotkały go niemal wyłącznie rozczarowania – ponura rzeczywistość Polski Ludowej, egzekucje przyjaciół, oskarżonych o antypolskie działania. Jego losy stały się inspiracją do napisania przez Józefa Hena noweli „Bokser i śmierć”.

 

Książka Marty Bogackiej przedstawia życiorys Pietrzykowskiego w sposób klarowny i precyzyjny, oferując przy okazji sporą dokumentację, wypowiedzi znajomych boksera, a także samego pięściarza. Wadą publikacji wydaje się brak jednorodnej narracji. Wokół osoby Pietrzykowskiego autorka chciała przedstawić obraz życia sportowego przedwojennej Warszawy, dramat wojny, rzeczywistość obozową i powojenną. Sporo tego i wydaje się, że ostatecznie nie do końca wiadomo, jak zostały rozłożone akcenty i co właściwie Bogacka pragnęła przede wszystkim przedstawić. Życie dwudziestolatka wychowanego w inteligenckiej rodzinie odmalowane jest pobieżnie. Opisy sportowego życia stolicy oddane są najczęściej za pomocą sztywnych dat i krótkich notek prasowych z epoki. Troszkę szkoda, że nie udało się wgryźć nieco głębiej. Można powiedzieć coś ponadto, że klub Legii Warszawa powstał w 1916 roku w Kościuchniówce na Wołyniu. Wydaje się również, że ciekawsza od streszczania przebiegu niespecjalnie różniących się między sobą walk Pietrzykowskiego, byłaby próba opisania w jaki sposób warszawscy sportowcy funkcjonowali w swoim mieście (takiego opisu dotyczącego lat powojennych z powodzeniem dokonał Stefan Szczepłek w swojej książce „Deyna”).

 

Jest to jednak tekst ciekawy w kontekście bogatej literatury obozowej – kłóci się nieco z poglądem, że z Auschwitz wydostać się można „tylko przez komin”; jak pokazuje przykład Pietrzykowskiego, były także inne sposoby, choć nawet bokser nie był wyłączony poza nawias obozowych prac i okrucieństw. Historia Pietrzykowskiego jest porywająca, filmowa, książkowa, jak kto woli. Żal, że jego nazwisko jest tak mało rozpoznawalne. Hasło „Pietrzykowski-bokser” przywołuje skojarzenia z Pietrzykowskim Zbigniewem, wicemistrzem olimpijskim z Rzymu, niespokrewnionym jednak z bohaterem „Boksera z Auschwitz”. Wielką zaletą książki Bogackiej jest to, że do księgarń trafiła pierwsza tak obszerna publikacja na temat losów tego niezwykle ciekawego człowieka.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także