14 sierpnia 2013

Nic szczególnie nowego

Korespondencja Hartwig i Międzyrzeckiego z Turowiczami to rzecz sympatyczna, choć nie ukrywam, że liczyłem na jakieś gorące plotki sprzed pół wieku, wielkie skandale literackie, towarzyskie i obyczajowe. Stąd po tej – niewątpliwie przyjemnej – lekturze pozostał pewien niedosyt.

 

„Wspólna obecność” stanowi zapis kilkudziesięciu lat przyjaźni, jaka łączyła wybitne osobistości polskiej kultury. Opatrzona przez Jana Strzałkę doskonałym komentarzem oraz setkami przypisów, z których można dowiedzieć się naprawdę ciekawych rzeczy, staje się cennym materiałem dla badaczy. Zacząłem od przypisów i komentarzy nie bez powodu. To praca redaktora staje się w przypadku takich publikacji kluczowa. Często mamy bowiem do czynienia z casusem „Kronosa”, gdzie tekstu redaktorskiego znajdziemy o wiele więcej, niż samej treści, co budzi wśród wielu dość mieszane uczucia. Pojawia się bowiem pytanie: jak poprowadzić czytelnika przez opisywany w prywatnych zapiskach świat, by z jednej strony nie zamęczyć go, a z drugiej jak najdokładniej oddać rzeczywistość, w której zanurzone są opisywane teksty? Jan Strzałka znalazł złoty środek: drobiazgowo opisuje korespondencję pod względem technicznym: koperta, znaczek, papier etc. Dookreśla to, co dla nadawcy i adresata wydawać się może oczywiste, a dla współczesnego czytelnika już niekoniecznie. W końcu: rysuje dość szeroki kontekst, w którym dany list powstał, jednak ani przez moment nie wysuwa się przed bohaterów korespondencji, którą opisuje.

 

W gestii redaktora leży również to, czy na sklepowe półki trafi korespondencja w formie wyboru, czy też zdecyduje się on wydać całość bez ingerencji. Strzałka wybrał tę drugą drogę, czego efektem jest książka licząca bagatela 640 stron. To z całą pewnością rzecz, w której łatwo się zagubić, co i mnie zdarzyło się kilkunastokrotnie. Dzieje się bowiem tak, że listy „istotne”, komentujące ważne wydarzenia z życia bohaterów, giną gdzieś w tak zwanej „prozie życia”, a nie oszukujmy się, większość tej korespondencji to raczej pocztówki z wakacji i pozdrowienia z pobytów sanatoryjnych (jak dowiemy się z listów, los nie szczędził chorób żadnemu z bohaterów). Stosunkowo niewiele z nich traktuje na tematy „atrakcyjne czytelniczo”, komentuje ważne wydarzenia z życia politycznego i społeczno-kulturalnego. Jednak nie ma się co temu dziwić, nasi bohaterowie znajdowali się w tamtych czasach „na celowniku” i ich korespondencja poddawana była szczególnej uwadze służb. Stąd też ezopowy język, liczne metafory, mało sądów wyrażanych wprost – tu należy się kolejny ukłon redaktorowi za wspaniałe rozszyfrowanie tajnych kodów bohaterów.

 

Jesteśmy pokoleniem, na oczach którego list skonał i wszystko na to wskazuje, że już raczej nie zmartwychwstanie. Za czterdzieści, pięćdziesiąt lat nie będzie już za bardzo co wyciągać z szuflad (bardzo jestem ciekaw, czy wydane zostaną maile ważnych osobistości, a może zapis facebookowych czatów i komentarzy?). Póki co czeka nas jeszcze kilka miłych niespodzianek takich jak ta, zaserwowana nam przez wydawnictwo a5.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także