Recenzja
Nic zwyczajnego. Recenzja
„Największym kłopotem staje się poczta. Po ogłoszeniu werdyktu od Nowego Roku powódź zaleje mieszkanie i zablokuje telefon, a faks będzie kręcił się całą dobę. Każdy kogo się spotkało niemal od urodzenia, będzie pisał, dzwonił, słał telegramy i faksy” – tak w wywiadzie udzielonym Jackowi Żakowskiemu mówił Seamus Heaney, zdobywca literackiej Nagrody Nobla rok przed Szymborską, przy okazji gratulując wyróżnienia i przestrzegając polską poetkę przed falą popularności.
„Znajomi żartują, że Szymborska najprawdopodobniej jest jedyną poetką, która nie chce dostać Nobla – bo obawia się zamieszania, które ta nagroda wnosi w życie”. Według zasady każdemu to, na czym mu najmniej zależy „Szwedzka Akademia postanawia przyznać nagrodę Szymborskiej ‘za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości’”. Zarówno Heaney, jak i Szymborska, omylnie nazwana też Lzymborske, czy Zymbroska, mieli rację – ogłoszenie werdyktu uruchomiło lawinę informacyjną, która już na zawsze zmieniła życie krakowskiej poetki.
Już nie było odwrotu – z potrzeby chwili absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskeigo został sekretarzem laureatki czwartego polskiego Nobla w dziedzinie literatury. Początkowo pomoc miała trwać przez okres od wydania werdyktu do odebrania nagrody w Sztokholmie – los jednak chciał inaczej, i tak Rusinek został z poetką do ostatnich chwil jej życia.
Autor „Niczego zwyczajnego” miał bardzo trudne zadanie – spisanie swoich wspomnień było kwestią czasu, niewątpliwie działała na niego presja, nie tylko środowiska literackiego, ale również terminu, tak by książkę wydać w rocznicę śmierci jej bohaterki. Jako sekretarz Szymborskiej i jedna z jej najbliższych osób znał poetkę doskonale, jak nikt inny – z jednej strony była to ogromna zaleta i wielki honor, z drugiej niezwykle ciężki bagaż i odpowiedzialność za odpowiednie wyselekcjonowanie oraz uporządkowanie lat, które miał w swojej pamięci.
Ciężko jest też mówić o zmarłych źle, o ich wadach, słabościach i porażkach. Dogmat o nieomylności nie uwzględnia poetów, wszyscy popełniają błędy. Także z tym tematem musiał zmagać się sekretarz noblistki. Jak to ma w zwyczaju, z klasą udaje mu się wspomnieć o ciemnych stronach charakteru Szymborskiej – „byłem pytany o jej wady. O to, co mnie w niej irytuje. Myślę o niej z nieustannym zachwytem, więc niełatwo mi na takie pytania odpowiadać.”
Wydawałoby się, że „Nic zwyczajnego” to lektura przeznaczona wyłącznie dla miłośników poezji Szymborskiej – nic bardziej mylnego. Rusinek snuje swoją opowieść krocząc od początku współpracy, chronologicznie przez wszystkie wspólnie spędzone lata, wplata w tę podróż arcyciekawe małe historyjki i dygresje, opowiada o powstawaniu poszczególnych wierszy i tomików, tylko na chwilę zbaczając z obranego szlaku, przez co lektura nie jest nużąca, a niezwykle urozmaicona. To godna polecenia, pełna humoru, ciekawych anegdot, nieskażona intymnymi szczegółami opowieść o piętnastu latach niespodziewanej współpracy. Doprowadza do śmiechu, zmusza do refleksji, ale też niezwykle wzrusza. Oprócz warstwy tekstowej istotna jest oprawa graficzna, książka jest wzbogacona wieloma niepublikowanymi zdjęciami, listami i kolażami poetki.
Najnowsza książka Rusinka to zdecydowanie nic zwyczajnego – pełen wyczucia, napisany pięknym językiem hołd dla Wisławy Szymborskiej.