Recenzja
Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea
Zarówno okładka książki jak i jej tytuł mogą sugerować, że zaplątała się na półkę z literaturą obyczajową zupełnie przypadkowo, odłożona przez roztargnionego klienta, który wcześniej szperał w dziale dziecięcym. Nie dajmy się jednak zwieść.
Romain Puértolas, do niedawna pracownik francuskiej straży granicznej, oddaje w ręce czytelników genialny komediowy debiut, którego treść w pełni dorasta do ekscentrycznego tytułu, unikając jednocześnie pułapek nadętego konceptualizmu. Prawa do książki zostały sprzedane do ponad 30 krajów jeszcze zanim książka pojawiła się na półkach paryskich księgarń. Od dwóch tygodni dostępny jest również znakomity polski przekład Bożeny Sęk, która wyszła obronną ręką z niełatwej walki z językowymi grami, którymi utkana jest ta powieść.
Cudaczna, przezabawna, elegancka, książka przedstawia losy szemranego fakira Pooshyanogharta Ocoorday Bhaythela, który, wykorzystując zaufanie mieszkańców swojej wioski, przekonuje ich do sfinansowania jego misji: podróży do Francji celem nabycia najnowszego modelu łóżka z gwoździami Östreespånyee. To w Ikei Pooshyanoghart spotyka Marie, piękną, samotną Francuzkę, która po wspólnym obiedzie w szwedzkim markecie zaprasza go do siebie. Fakir odpiera jednak zaloty: ma zaledwie 24 godziny na realizację misji i nie może się dekoncentrować. Szereg niezwykłych zbiegów okoliczności sprawia jednak, że powrotny samolot do Indii odlatuje bez niego, a Pooshyanoghart odbywa podróż życia przez Europę i północną Afrykę, za środki transportu mając między innymi tytułową szafę, walizkę Vuittona oraz balon. Za sprawą swoich przygód i spotkanych na drodze osób bohater zaczyna rozumieć, że oszustwo i lawiranctwo nie są najlepszymi sposobami na życiowe spełnienie.
Doskonały humor nie jest jedynym walorem tej książki. W subtelny sposób dotyka ona tak ważkich kwestii jak nierówności społeczne, nielegalna imigracja, głód i ubóstwo, wykorzystywanie seksualne, wojskowe przewroty czy terroryzm. Tułaczka Pooshyanogharta staje się podróżą w poszukiwaniu miłości, uczciwości i miejsca, które można by nazwać domem. I choć pisząc te słowa słyszę w głowie zbolałe stęknięcia rzesz ironistów, pozwalam sobie je zignorować.
Po debiucie tak cudownie lekkim, świeżym i, nomen omen, czarującym, nie pozostaje nic innego jak z niecierpliwością wyglądać tego, co jeszcze ma w zanadrzu Romain Puértolas.