2 kwietnia 2020

Polska przydrożna czyli katharsis dla mieszczucha

Od trzech tygodni wszyscy siedzimy w domach. Zewsząd bombarduje nas przekaz: ZOSTAŃ W DOMU! I CZYTAJ (to opcjonalnie)! W takim razie, o czym można czytać? O podróżach? Niech będzie. Tylko kto chce czytać o Wielkich Oczach, Kłopotach, Rudzie Pilczyckiej, Dwunastu Apostołach czy Dzierzgoniu? Na szaloną wyprawę po tych miejscach zdecydował się Piotr Marecki, a swoje obserwacje opisał w książce „Polska przydrożna”, która 8 kwietnia ukazuje się nakładem Wydawnictwa Czarne.

 

Cel? Wsiąść w samochód „pod obwodem kaliningradzkim pojeździć”. Autor książki, umówił się ze swoją (wówczas) przyszłą żoną, że wyprawa będzie jego przedłużonym wieczorem kawalerskim. Bo przecież „po ślubie już nie będzie takich road tripów”. Bo przecież „wszyscy mówią, że już są za starzy na tripy a la Ziemowit Szczerek”.

Ekwipunek? Aparat cyfrowy, koniecznie z dwiema kartami 32 GB! Do tego dwa śpiwory, poduszka, dmuchany materac. Czapka z daszkiem „Black Mountain North Carolina”. Hipsterskie okulary przeciwsłoneczne, hipsterskie termosy i hipsterski nóż – wszystkie kupione w Ameryce (to ważne!). Do tego dwie tradycyjne chusteczki, żeby nie używać tych jednorazowych. Dwa tygodnie bez odpisywania na maile, bez żadnych dokumentów, „w razie potrzeby proszę o zastępstwo”.

Zeszłoroczną wyprawę Piotra Mareckiego można było śledzić na Instagramie. Przez cały czerwiec 2019 roku scrollowaniu feeda towarzyszyła zmasowana dawka zdjęć budek z piwem, polnych dróg, lokalnych kapliczek, przydomowych dziwadeł znanych chociażby z „Wyrobów” Olgi Drendy czy „Hawaikum”. Nikt jeszcze nie wiedział, że z tej wyprawy powstanie książka. Możliwe, że nawet sam autor.

Wyprawie Mareckiego towarzyszyły hektolitry kawy i upały uniemożliwiające naładowanie baterii w telefonie. Dieta? Oprócz lejącej się strugami kawy – lody, kebaby, pizze, pierogi, małpki i lokalne piwo. A przy piwie i wódce rozmowy z lokalsami, które nadają wyprawie duszy.

W większości „spotkania” z lokalną społecznością przypominają skecze kabaretowe. Dochodzi do zderzenia – „Polska przydrożna” to opowieść mieszczucha, przedstawiciela less waste, człowieka deadlinów i nałogowego użytkownika social-mediów, o Polsce małych miasteczek i wsi, których jedyną funkcją, jest to, że się przez nie przejeżdża. Marecki z dużą dozą fascynacji stara się w tych miejscach znaleźć „coś więcej”. Z różnym skutkiem. Na szczęście trafili się różni rozmówcy – gawędziarze, cwaniaki, smutasy, trzeźwi i na rauszu. Zwykle skoncentrowani w grupie, przy jedynym otwartym lokalu w okolicy.

Bohaterami „Polski przydrożnej” są nie tylko lokalsi. Marecki plastycznie opisuje punkty istotne dla lokalnych społeczności. Swoje epizodyczne role grają tu zatem takie lokale, jak sklep Miś, kawiarnia Napoleon, bary „U Stacha” i „Park-King”, sklep „Łukasz”, „Cafe Bar Trocki” czy „Egzotic Pub” – każdy ze swoją historią. Niektóre z nich zamknięte na cztery spusty.

Nie zapominajmy o narratorze. W drodze przez Polskę noclegi w obskurnych motelach, agroturystykach i podejrzanych parcelach z OLX, a także noclegi w samochodzie. Upał, urywające się polne drogi, komary – momentami odnosi się wrażenie, że autor czerpie masochistyczną satysfakcję ze spotykających go niedogodności. Mimo to jest nieustępliwy. Odrzuca propozycję znajomego, proponującego zboczenie na Olsztyn. Tylko małe miejscowości!

„Polska przydrożna” to opowieść o miejscach, w których czas się zatrzymał. Polska zastana przez Mareckiego, to Polska, nie tyle zapomniana, co opuszczona, nawet nie drugo-, a trzecio-planowa. Odwiedzone przez autora miejscowości nie są nikomu po drodze, nikomu nie opłaca się tam inwestować. Brak środków, turystów, atrakcji w linii prostej składają się na to, że nie ma tam wiele do zobaczenia. A Marecki na przekór, wsiada w auto i do tej Polski jedzie. Okazuje się, że nie jest ona jednak tak daleka i obca.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także